Historie
Pomagamy parze w powrocie do normalnego życia
Inny wymiar Zupy... Nasza socjalna Agnieszka wypatrzyła Ich w tłumie podczas wydawania posiłku. Mnie przekonali tym, że z ławki w parku chodzili do pracy na 10 godzin. Kiedy zobaczyli pokój w naszym zupowym mieszkaniu, to łzy zaszkliły im się w oczach. Z dużą dozą niepewności przyjmowali klucze. Nie wiedzieliśmy o nich zbyt wiele, nie wypytywaliśmy, nie weryfikowaliśmy. Zobaczyliśmy ludzi w potrzebie, którym trzeba dać możliwość normalnego życia.
Jego historia mogłaby się skończyć inaczej
Pewnego upalnego popołudnia byliśmy na dworcu. Rozmawialiśmy z napotkanymi osobami bezdomnymi. Przestrzegaliśmy przed słońcem, mówiliśmy, żeby dbali o siebie i uważali na innych. Wzrokiem szukaliśmy tych, których nie znamy, a mogą być na początku bezdomności. Tego lata przybyło wiele osób ze względu na dużą falę eksmisji, która nastąpiła po 2 latach ich wstrzymania ze względu na pandemię.
Pierwsza kobieta w mieszkaniu wspieranym
Mówią, że tylko krowa (właściwie nie wiem dlaczego ona) nie zmienia poglądów i chyba tylko to mnie ratuje. Przez wiele miesięcy stałam na stanowisku, że żadnej koedukacji w mieszkaniu wspieranym, że tylko Panowie i już. Gdy zadzwoniła do mnie któraś z kolei pani, która kończy terapię i nie ma się gdzie podziać, to biłam się z myślami, że może znaleźć jakieś nieduże mieszkanie dla nich. Jest jak jest, każdy grosz się liczy i dodatkowe obciążenia w obecnej sytuacji nie bardzo nam były na rękę. I trwałam w swoim postanowieniu do momentu aż w któryś z wtorków przyszła Ona, pani P.
Tutaj jest dobrze, uratują ci życie
„Tutaj jest dobrze, uratują ci życie” to słowa jednej z osób przebywających w naszym mieszkaniu wspieranym do nowego, który postanowił powalczyć o siebie. Przyszedł porozmawiać, a wyszedł z możliwością otrzymania dachu nad głową oraz poukładania swoich spraw w bezpiecznych warunkach. Po tych słowach zapadła w aucie cisza. Nawet ja nie wiedziałam co powiedzieć. Niby wiesz, że robimy kawał dobrej roboty, ale jak słyszysz to od kogoś, kto tego doświadcza i ma odwagę powiedzieć o tym głośno, to troszkę zapiera dech.
Jak dary od Was pomagają nam działać
Nadszedł początek marca. W sobotę były zapisy na rzeczy. We wtorek Magda wydaje paczki z tym, o co poprosili nasi Zupowi Przyjaciele. Na sam koniec podszedł pan K. Prosi o majtki i skarpetki. Nie zapisał się, ale ma nadzieję, że Magda coś dla niego znajdzie. Zawsze mamy ze sobą na dworcu torbę potocznie nazywaną "techniczną" i coś tam zawsze jest - na wszelki wypadek. Nie kojarzę go z naszych sobotnich spotkań. Zaczynamy rozmawiać i okazuje się, że jest w bezdomności od 2 miesięcy. Wysoki, postawny, zadbany facet. Kiedyś miał swoją firmę, dom, dzieci są już dorosłe.
Gdzie podziało się tamto życie?
Zawsze wychodząc w teren planujemy, gdzie pójdziemy i co sprawdzimy w miejscach niemieszkalnych, w których przebywają osoby w kryzysie bezdomności. W centrum naszego zainteresowania są wtedy: parki, ulice, dworce, pustostany, piwnice, bunkry, klatki schodowe. To są jednak plany, które często ulegają zmianie. Wczoraj pierwszym i ostatnim miejscem był dworzec PKP. W już znanym nam miejscu spotkaliśmy kilka osób. Wśród nich siedziała na murku kobieta.
Zebraliśmy pieniądze na zakup specjalistycznych okularów
Pamiętacie? Jakiś czas temu organizowaliśmy zbiórkę na zakup specjalistycznych okularów dla Reni i Tomka. Udało się zebrać całość kwoty, a nawet nieco więcej. Po ich zakupie, dzięki rabatowi uzyskanemu od zaprzyjaźnionego salonu optycznego, zostało trochę pieniędzy i mogliśmy je przeznaczyć na zakup dodatkowych specjalnych okularów dla Reni, dzięki którym będzie ona mogła czytać książki. Trwało to troszkę czasu, bo potrzebna była recepta od specjalisty, a przez pandemię termin wizyty nieco się przesunął. A i samo wykonanie okularów też troszkę trwało.
"Pomagałem bezdomnym, a teraz sam nim jestem"
W ostatnią sobotę miałam wolne. Gośka i Justyna zajęły się wszystkim tym, co trzeba było, aby nakarmić naszych Zupowych Przyjaciół. Do końca się wahałam, czy iść na dworzec, czy nie, bo jak wolne to może po całości? Jacek powiedział: "idź, może z kimś porozmawiasz". To był jakiś argument, ale na dworcu będzie też Agnieszka, która jest naszą "socjalną" od grudnia. Zuch dziewczyna - empatyczna, doskonale potrafiąca rozmawiać i wyciągać z zakamarków serc naszych Zupowych Przyjaciół potrzebę zmian.
Bo to "tylko" jakieś 7 godzin jazdy
Tak długo i tak mocno się we mnie wtulała na wieść, że jedzie do domu, iż w którymś momencie powiedziałam: "jak mnie udusisz to już nikomu nie pomogę".
Streetowy poniedziałek. Na dworcu zauważamy grupkę znanych nam już osób. Wśród nich jest młoda kobieta, której nie znamy. Próbujemy czegoś się dowiedzieć, jednak towarzystwo wzajemnie się przekrzykuje i mamy tylko jakiś zlepek informacji. Dajemy jej wizytówkę, żeby przyszła do naszej siedziby jutro, pomożemy jak dowiemy się dlaczego jest wśród "naszych" bezdomnych.
Pan spał na przystanku - odwieźliśmy go do ośrodka
Bywa, że zaczyna się coś w poniedziałek późnym wieczorem i kończy w piątek prawie w nocy. W poniedziałkowy wieczór w czasie streetworkingu pojechałyśmy pod jedną z Biedronek. Właściwie umówiłyśmy się tam i czekałyśmy w aucie, bo zaczął padać deszcz i było już bardzo ciemno. Naszą uwagę zwrócił pan, który jechał na wózku inwalidzkim podpierając się jedną nogą. Nie bardzo widziałyśmy twarz, bo ciemno i deszczowo. Wyszłyśmy z auta i zaczęłyśmy rozmowę z której wynikało, że jest on osobą bezdomną i śpi na przystanku tramwajowym. W Poznaniu jest od miesiąca. Ma 51 lat.