Sobotni krupnik Justyny
230 Zupa za nami. Trudno zaprzeczyć, że docierające do nas ostatnio wiadomości nie napawają radością. Bo z jednej strony, jakby za mało było tej nadal trwającej pandemii objawiającej się tym, że ten i ów znika z życia umieszczany w areszcie domowym przez Kwarantannę, to jeszcze wojna tuż za naszą granicą. W takiej sytuacji, gdy z każdej strony pchają się w nasze życie negatywne informacje i wydarzenia, warto mieć jakąś swoją iskierkę radości, jakiś szczęśliwy moment, który pozwoli uczepić się siebie i mimo wszystko przetrwać.
W tę sobotę był krupnik Justyny, kanapki i pączki od Was. I może to przez te pączki właśnie, było tak, jak było. Na dworcu kręcę się w tłumie, mam ochotę pogadać i tym razem pytam, co słychać. Po kolejnej odpowiedzi „dobrze” rzucam w grupkę stojących ludzi „Kurczę, Wam wszystkim jest „dobrze” i chyba tylko mi tu jest źle”. Bawi to wszystkich w koło, przyjmuję „nie ma się co smucić”, idę dalej.
Chwilę później w moją stronę, w podniszczonym, brudnym płaszczu, z zapadniętymi policzkami, nieuczesanymi włosami, idzie on. Z daleka krzyczy „Dzień dobry, Pani Małgosiu”. Rozmawiamy chwilę, pytam, co u niego. Opiera się o swój wózek, podnosi dumnie głowę i z szerokim uśmiechem mówi „Pani Małgosiu, moje życie to pasmo pozytywów”. Napracowaliśmy się, ale warto było. Jesteśmy na dworcu co tydzień, z posiłkiem, pomocą medyczną, otwarci na pomaganie. Ale jest też czasami tak, że dostajemy więcej niż dajemy. Dziękuję.
Trzymajcie się ciepło, bądźcie zdrowi, bezpieczni. Pozdrawiam Was serdecznie.
Zupowy Wolontariusz