Jak mnie udusisz, to już nikomu nie pomogę
Tak długo i tak mocno się we mnie wtulała na wieść, że jedzie do domu, że w którymś momencie powiedziałam: „jak mnie udusisz, to już nikomu nie pomogę”. „Streetowy” poniedziałek. Na dworcu zauważamy grupkę znanych nam już osób. Wśród nich jest młoda kobieta, której nie znamy. Próbujemy czegoś się dowiedzieć, jednak towarzystwo wzajemnie się przekrzykuje i mamy tylko jakiś zlepek informacji. Dajemy jej wizytówkę, żeby przyszła do naszej siedziby jutro, pomożemy jak dowiemy się dlaczego jest wśród naszych bezdomnych. Już prawie odchodziłyśmy z tego miejsca – „Mariola, nie możemy jej tutaj zostawić, ona nie jest tutaj bezpieczna. Zabierzmy ją na Przemysłową. Porozmawiamy przy herbacie, zobaczymy o co tutaj chodzi”. Zgodziła się z nami pojechać. Płakała całą drogę. Niewiele chciała powiedzieć. Zapewniałyśmy, że jest bezpieczna, że już nic złego się jej nie stanie, że chcemy jej pomóc, ale musi nam coś powiedzieć, bo inaczej się to nie uda. Zaparzyłyśmy herbatę, Mariola pytała, tłumaczyła, że z całą pewnością nie będziemy jej oceniać.
Szlochając powtarzała jak mantrę „proszę, zadzwońcie do mojego męża, chcę do domu”. Jej dom jest 300 km od Poznania, nie zna numeru telefonu do męża, telefonu swojego już nie ma, pieniędzy na powrót też. Pytamy czy możemy zadzwonić na policję. Zgadza się. Policja jedzie do męża. Okazuje się, że do niej dzwonił, ale nie odbierała telefonu. Rozmawiają między sobą bardzo serdecznie, padają słowa: „o nic się nie martw, wracaj do domu, czekam na ciebie”. Wraca powoli uśmiech na twarzy Pani.
Po konsultacjach z Jackiem ustalamy, że może ją zawieźć, bo to „tylko” jakieś 7 godzin w dwie strony. Mąż Pani bardzo chce, żeby już była w domu, w bezpiecznym miejscu. Bardzo dziękuje i jest wdzięczny jeżeli już dzisiaj z nim będzie. Czeka. Jacek jedzie.
Na pożegnanie pomachała mi ręką. Znałyśmy się tylko kilka chwil. Obiecała zadzwonić. Depresja to straszna choroba. Dbajcie o siebie i swoich bliskich.
Wiola