Potrzeba nam wielu Pomagaczy!

Taka była Zupa 284. Wyszłam z domu chwilę przed dwunastą. Wiał silny wiatr, padał deszcz ze śniegiem. Chwilę później zaczął padać grad, a zdarzyło się to w ciągu kilku chwil. Nie zdążyłam nawet dojść do auta. Gdy otwierałam bramę, wiatr zwiał mi nałożony na głowę kaptur i pomyślałam - „paskudna pogoda”. Następną myślą było - „oby się wypogodziło, bo znowu na peronie będzie tłoczno”. Wiedziałam, że wiele osób przyjdzie na gotowanie. Z całą pewnością mnóstwo na posiłek. Dla niektórych pierwszy w tym dniu. Nie rozważałam więc, czy wychodzić z domu, czy może jednak nie. Jest robota do zrobienia i tyle. Ktoś zobaczył zupowóz, w którym jechałam i na rondzie mrugnął światłami w geście „dziękuję”. I nie miało to związku z jakąkolwiek sytuacją na drodze.

Na gotowanie przyszło wielu wolontariuszy, którzy mieli taką samą fatalną pogodę, gdy wychodzili z domu. Ktoś przyniósł książki na bazarek. Wielu ciasta i ciasteczka. Pojawił się ktoś z potrzebnymi nam rzeczami. Andrzej oprócz ciast przyniósł także artykuły spożywcze i kosmetyki. Dostałam wiadomość, że w jednej ze szkół będzie organizowana zbiórka rzeczy dla naszych podopiecznych. Ania przyniosła 50 bułek z szynką i serem, które zrobiła ze swoimi znajomymi.

Przy stole i w kuchni praca szła pełną parą. Ela została mianowana moją prawą ręką, więc pilnowała, aby wszystko przebiegało według ustaleń. Sprawna ekipa i dobre zarządzanie spowodowały, że wszystko było gotowe na godzinę przed planowanym czasem. Usiedliśmy do wspólnego posiłku. Filip stwierdził, że zupa wyszła dobra. Ufff... Spakowaliśmy auto. Sylwia i Jeremiasz posprzątali kuchnię, gdy my byliśmy na dworcu. Po powrocie do siedziby zostało tylko umycie termosów. Tym razem na ochotnika jednego z dwóch, czyli mnie i jego zgłosił się on - Jacek. Dziękuję!!!

Wcześniej zdarzyła się jeszcze jedna sytuacja. Zatrzymałam się na światłach. Obok chodnikiem przechodził młody chłopak prowadząc wózek z dzieckiem. Uśmiechnął się do mnie i pomachał ręką.

Po wczorajszym dniu mam mnóstwo wdzięczności w sobie i dla Was. Przeświadczenie, że ten świat jeszcze do końca nie oszalał.

Na peronie czekała na nas spora grupa osób. Gdy jechaliśmy, to na chwilę wyszło słońce. Niestety, szybko zaszło za chmury i zrobiło się zimno. Na szczęście nie padało, więc nie musieliśmy się chować pod zadaszenie. Jeśli przychodzi tak wiele osób, to przestrzeń ma znaczenie. Po 25 minutach na dnie drugiego termosu z zupą zostało tylko kilka porcji. 100 litrów gęstej, sycącej fasolowej wydaliśmy do ostatniej fasolki. A także kanapki, bułki i ciasto, 27 litrów kawy i 10 litrów herbaty. Wróciliśmy z pustymi termosami i skrzynkami. Wiele razy usłyszeliśmy „dziękuję”. To „dziękuję” jest też do wielu z Was!

Co dalej? Zrobimy wszystko co tylko się da, aby przetrwać ten zapowiadający się na trudny finansowo rok. Jedno jest pewne - potrzeba nam wielu Pomagaczy!

Wiola