Oni nie przyszli znikąd

Bohaterką naszego spotkania numer 400 była pomidorowa z ziemniakami. Próbowaliście kiedyś? Jesli nie, to polecam. Jest obłędnie dobra! Nasi wolontariusze, młodzież z Zespółu Szkół Łączności w Poznaniu, Maciek, Przemek, Ola przygotowali mnóstwo kanapek. Ania wpadła z ciastem z rabarbarem, a dzieciaki z przedszkola "Wesołe Skrzaty" w Pobiedziskach przygotowały ponad sto paczuszek z ciastkami. To miłe. Cieszy mnie fakt, że nasi podopieczni są zauważani. Widziani, że znajdujemy czas, możliwość, aby otworzyć na nich oczy i serduszka.

Bo na ulicy mijani są często wzrokiem, który udaje, że nie widzi. Przechodzi się obok nich, w skupieniu na własnych sprawach, marzeniach, problemach. A oni są — cisi, niewidzialni, jakby mniej obecni w tym świecie. Ludzie w kryzysie bezdomności.

Nie przyszli znikąd. Mieli domy, rodziny, plany na przyszłość. Nie budzisz się pewnego dnia i nie postanawiasz żyć na ulicy. Za każdą twarzą stoi historia: utracona praca, choroba, śmierć bliskiej osoby, system, który nie pomógł na czas.

Nie chcą litości. Chcą, by ktoś ich zauważył. By powiedzieć „dzień dobry”, spojrzeć w oczy jak człowiek człowiekowi. Ubogi nie znaczy gorszy. Bezdomność nie znaczy bezwartościowość. Każdy z nas może być bliżej tej granicy, niż mu się wydaje. Jedno nieszczęście potrafi wywrócić życie jak domek z kart.

Pomoc nie zawsze musi być wielka. Ciepłe słowo, kubek herbaty, para skarpet, coś słodkiego. Najważniejsze to nie odwracać wzroku. Bo ci ludzie to nie margines. To nasze lustro. Taki test na człowieczeństwo. Musimy dbać o siebie nawzajem. O bliskich, sąsiadów, człowieka na ulicy. To ważne.

Bądźcie ze soba blisko, uważni na to, co dzieje się z człowiekiem obok. Nie przestawajmy być ludźmi.

Trzymajcie się ciepło.
Pozdrawiam.
Wasz Zupowy wolontariusz,
Małgośka