No tak, zasmażka...
Przy jednym stole ekipa wolontariuszy obrała i pokroiła kilkadziesiąt kilo warzyw, przy innym odbywało się tarcie kiszonych ogórków, stolik przy oknie przysłużył do krojenia ciasta, w garnkach gotowała się zupowa baza, a na środku wdzięcznie parzyło się wiadro kawy i herbata. Tak rozpoczęło się nasze 278. spotkanie, a to był jedynie początek. Później przygotowaliśmy również kanapki z mięsem, rzodkiewką i kiełkami oraz spakowaliśmy je w paczki z dodatkowym prowiantem. Praca wrzała, raz po raz przyszedł ktoś z ciastem lub rzeczami do naszego magazynu. Domofon dzwonił wyjątkowo często. Zadań było wiele, na szczęście rąk do pracy jeszcze więcej. Pod koniec pracy jedna z dziewczyn wchodząc do kuchni zapytała, czy jest coś, co mogłaby jeszcze zrobić. Stałam nad garnkami, w których bulgotała już całkiem gotowa ogórkowa. Odruchowo chciałam powiedzieć, że dzięki, ale już wszystko prawie gotowe i czas nieco odpocząć... jednak coś mnie tknęło i rzuciłam: "na tak, zasmażka". Niby prosta rzecz, lecz suma skali 100 łyżek mąki, dużej patelni, wielkich garów i odpowiedzialności za prawie gotową zupę dla tak wielu osób robi swoje. W odpowiedzi usłyszałam: "Nie ma sprawy". I tak gęsta, pełna warzyw i gorąca zupa obrała swój ostateczny smak.
Auto ledwo pomieściło wszystko to, co przygotowaliśmy. Podejrzewam, że Filip jeździł kiedyś całą rodziną na wakacje lub spędził lata grając w tetrisa, ponieważ pakowanie wymagało prawdziwie wysublimowanej logistyki. Tak pełne było auto, że zmieścił się jedynie kierowca, a cała reszta musiała powędrować na dworzec pieszo. Na miejscu od razu zobaczyliśmy, że kolejka jest bardzo długa. Zdecydowaliśmy, że będziemy wydawać niepełne porcje, żeby dla wszystkich starczyło. Jest zimno, podaję miskę zupy w zmarznięte dłonie i myślę o tym, że ta miska zupy, to przecież tak mało w stosunku do problemów, z którymi mierzy się Człowiek. Ile takich małych gestów jest potrzebnych, żeby mieć siłę i walczyć mimo wszystko? Być może jest wśród nas ktoś, kto przyszedł na dworzec 278. raz, na pewno jest też ktoś, kto przyszedł po raz pierwszy.
Spotykamy wciąż nowe osoby w potrzebie, poznajemy nowe historie i nie mamy gotowych rozwiązań, bo takich po prostu nie ma. Każdy potrzebuje czegoś innego, a my możemy dać z siebie tyle, na ile nas stać. Czy to wystarczy? Nie wiem. Wiem jednak, że każde otrzymane wsparcie przekładamy w pełni na to, żeby pomagać. Chciałabym, aby każdy kto nas spotka, otrzymał tyle dobrych gestów, ile potrzebuje, aby stanąć na nogi.
Dzięki.
Zuza