Pomagamy kolejnym osobom stanąć na nogi
Wtorek w naszej siedzibie to dzień pracy socjalnej. Przychodząc do nas zawsze ryzykuje się tym, że o ile godzinie o 15-tej siedzi się u nas na krześle, to już przed 23 można się znaleźć w nowym miejscu, nawet kilkaset kilometrów od Poznania. Wśród wielu osób i wielu spraw, w których pomagaliśmy, od ubezpieczenia zdrowotnego poprzez znalezienie miejsca pobytu lub pomoc w wypełnieniu wniosku o mieszkanie, a skończywszy na umówieniu spotkania w sprawie pracy, przyszło do nas dwóch panów, którzy jeszcze tego samego dnia bardzo późnym wieczorem dotarli do miejsca pracy z zakwaterowaniem.
Panowie od miesiąca mieszkali w znanym i odwiedzanym przez nas pustostanie. Jeden niedawno skończył 30 lat, a drugi był w wieku trochę ponad 40-kę. Każdego przyjmowaliśmy osobno, w pewnym odstępie czasowym. Z rozmowy wynikało, że od miesiąca tak żyją, poznali się na dworcu, wynaleźli pustostan, ale nie wyobrażają sobie takiego życia dalej. Nie są mieszkańcami Poznania. Przyjechali tutaj, bo myśleli, że w większym mieście będzie im łatwiej jakoś to wszystko poukładać. Wcześniej stracili pracę i nie mieli co ze sobą zrobić i dokąd pójść, a może raczej nikogo z jakiegoś powodu nie poprosili o pomoc. Starszy Pan ma córkę, młodszy mamę.
Niestety, jest to częsty problem w bezdomności. Brak relacji rodzinnych. Wstyd, że sobie nie radzisz, przeświadczenie, że każdy ma swoje życie i raczej nie pomoże.
To, z czym często się spotykamy i jest problemem, to brak własnego telefonu. Jak dzwonią z naszego zupowego i potencjalny pracodawca chce wysłać smsem adres, termin i mówisz, że nie masz telefonu to zazwyczaj jest agresywne pytanie: "to jak mam się z Panem skontaktować?" lub "przed czymś pan ucieka, tak?". Zazwyczaj go nie mają, bo został im skradziony, gdy przysnęli na dworcu, na ławce w parku lub - o czym mówią niechętnie, ale wiemy, że tak też się dzieje - został zastawiony w jakimś lombardzie.
W takiej sytuacji dzwoni Mariola. Przedstawia się i mówi, że pomagamy, że Pan nie ma telefonu bo... i że jest chętny do podjęcia pracy z zakwaterowaniem. Nie zdarzyło się jeszcze tak, żeby się nie udało po takich wyjaśnieniach dogadać. Tak było też tym razem. Wrócili na pustostan, spakowali cały swój majątek w plecaki. I chociaż nie jest nam teraz łatwo finansowo podjęcie decyzji o wydaniu 200 zł na bilety zajęło nam pół sekundy. Zaopatrzeni w prowiant, kilka niezbędnych rzeczy do przebrania, bilety kolejowe wręczone na godzinę przed odjazdem, z umówionym odbiorem przez pracodawców, aby dowieść ich do miejsca docelowego wyruszyli w podróż, w dwa różne zakątki w Polsce. Sprawdziliśmy, dojechali i mamy nadzieję, że to będzie dla nich dobry czas.
Bardzo często brak procedur i niesystemowe podejście powoduje, że podjęta decyzja o zmianie swojego życia dzieje się tu i teraz, a nie za jakiś czas. Jeden z panów powiedział "nie wierzyłem, że tak można, że taką pomoc od Was otrzymam". Uśmiechamy się pod nosem i mówimy: "można, można".