Krupnik, że palce lizać!

Podobno udało się nam ugotować taki krupnik, że „palce lizać!”, więc trudno dziwić się, że krótko po godzinie 18 nie było śladu w termosach po 90 litrach zupy. Co by nie mówić, jest to bardzo miłe dla ucha wolontariusza, gdy słychać pochwały, a ich potwierdzeniem jest szybko ukazujące się dno termosu. Bo co byśmy nie robili na naszych spotkaniach, to całość kręci się wokół garnka zupy, która jest pretekstem, powodem i jednym z najbardziej widocznych efektów naszych działań.

Oczywiście, zupowe spotkanie nie obędzie się bez „ciasta od ludzi z miasta”, kawy, herbaty i czegoś „na potem”. Wyobraźcie sobie, że jedno z ciast dojechało do nas kurierem! Po prostu, ktoś będąc akurat zajętym i nie mogąc wyjść z domu w godzinach naszych spotkań, wysłał na adres stowarzyszenia, na Przemysłową ciasto kurierem miejskim. Dla chcącego nic trudnego! Wielu z Was dotarło też do nas osobiście poświęcając swój czas i energię – za całą tę pomoc i wsparcie składamy serdeczne podziękowania.

Można by było się spodziewać, że 224. sobotnie spotkanie minie bardzo szybko, bo co robić na PST „Dworzec Zachodni”, jeśli skończyła się zawartość termosów, nie ma kanapek i nie czeka się na tramwaj? Wbrew pozorom, miska zupy to jedynie pretekst i wokół niej sporo się dzieje. Na przykład, ostatnio mnóstwo czasu zajmuje nam udzielanie podstawowej pomocy medycznej, a w tę sobotę była wyjątkowo długa kolejka do zapisów na paczki z odzieżą. Niestety, osoby żyjące na ulicy o ile z trudem, bo z trudem, ale gdzieś mogą skorzystać z pralki, o tyle zupełnie nie mają gdzie suszyć wypranej odzieży, czego skutkiem jest to, że noszona przez nie odzież ma tzw. dożywocie. Co to oznacza? Że jest noszona do momentu, w którym trzeba ją po prostu wyrzucić.