Gotujemy z wolontariuszami z Franklin Templeton
Za mało zupy – to najgorszy scenariusz na dworcu, ale tym razem musieliśmy się z nim zmierzyć. Ogórkowa Eli rozeszła się w niespodziewanie szybkim tempie. Niestety, nie wystarczyło jej na dokładki dla wszystkich chętnych oraz kilku spóźnionych. Na szczęście miałam trochę suchego prowiantu i kanapek w zapasie, jednak prawdziwą satysfakcję czuję wtedy, gdy każdy na dworcu dostanie ciepły posiłek, chleb, ciasto.
To dla nas ważne, żeby każdy był najedzony. Zdajemy sobie sprawę, że ci, którzy stoją w kolejce, mają tylko jedno pragnienie – „zjeść”. My czekamy, aż napełnią brzuszki – dopiero wtedy przychodzi czas na rozmowę. Staramy się stworzyć ku temu komfortowy moment. Nasze założenie jest takie: nikt nie musi walczyć o miskę zupy, nikt nie powinien się martwić, czy jej wystarczy – z każdym podzielimy się posiłkiem. To ważne, żeby spotkanie z nami było inne niż codzienność, a właściwie nienormalna codzienność osób bezdomnych i ubogich. Codzienność bez łóżka, bez rutyny, za to zawsze z plecakiem i głową pełną obaw i pytań - gdzie zjem? Gdzie będę spać?
A my chcemy być gwarancją tego, że w sobotę o 17:30 dla każdego wystarczy zupy. To dla nas warunek konieczny. Taki pewnik – że do nas zawsze można przyjść, że jesteśmy i czekamy. W tym nam pomagacie. Zbudowanie zaufania to podstawa naszego działania. Dzięki Wam wielkie za to – za każdą złotówkę, za ręce chętne do pomocy. To bardzo pocieszające, że jesteście, bo cały czas kołacze mi się w głowie: „to była dobra sobota, tylko szkoda, że zupy nie było więcej”. No cóż. Pomagajcie dalej, a my będziemy się starać jeszcze bardziej.
Wielkie podziękowania również za pomoc dla wolontariuszy z Franklin Templeton – byliście superdzielni i pomocni. Dzięki także za ciasta, które przynieśliście, i dla cukierni Cukiernia Weber na Sołaczu – za łakocie. Pyszności!
Trzymajcie się ciepło i bądźcie dla nas życzliwi.
Pozdrawiam!
Wasz zupowy wolontariusz,
Małgośka