Wszystkie termosy wróciły puste
W ostatnią sobotę po raz 226. spotkaliśmy się z naszymi Zupowymi Przyjaciółmi. Wieczorem pogoda nas niestety nie zaskoczyła i była taka jak dzień wcześniej i od sobotniego poranka. Było deszczowo, zimno i wietrznie. Pierwszy raz w tym roku weszliśmy pod zadaszenie na peronie. Jeszcze dwa lata temu wydawaliśmy tylko w tym miejscu. Było ciasno, ale nie aż tak jak teraz. Przyszło mnóstwo osób i znowu wiele nowych twarzy. Gotowaliśmy pomidorową z klopsami. Klopsy były słusznej wielkości i zajmowały połowę miski, więc zupy do niej laliśmy tylko połowę. Planowałam w związku z tym ugotować mniej niż 100 litrów, ale jak zwykle nie wyszło, bo ja chyba już mniej nie potrafię. Gdy zobaczyłam ilu głodnych ludzi przyszło mimo zimna, wiatru i deszczu, to pomyślałam, że dobrze, że jednak jest jej więcej. Usłyszeliśmy wiele podziękowań za to, że jesteśmy, że tak pysznie i że zupa jest gorąca. Wszystkie termosy wróciły puste. Marzenie o dniu, w którym nasze działania nie będą potrzebne powoli staje się mrzonką.
Wiola