Przyszło do nas wczoraj tak wiele osób, że nie było czasu na przerwę

204. Zupa za nami. Jak zwykle o godzinie 17:30 na PST Dworzec Zachodni czekała na nas ponad setka osób potrzebujących. Wydaliśmy 130 paczek z jedzeniem. Takim na już i trochę na następny dzień. 100 litrów fasolowej rozeszło się bardzo szybko. Wolontariusze rozlewający i wydający gorącą zupę przez ponad pół godziny nie mieli ani chwili przerwy. Kolejka wydawała się nie mieć końca. Nieliczni „załapali się” na dokładkę, ale na wynos nie zostało nic.

Założenie jest takie, że w pierwszej kolejności karmimy głodnych. Na wynos dajemy tylko wtedy, kiedy coś zostaje. Nie mamy olbrzymiego zaplecza magazynowego z mnóstwem produktów, a nasz Zupowóz w każdą sobotę jest zapakowany do granic jego możliwości.  Mamy poczucie, że jest dobrze, gdy nikt od nas nie wychodzi głodny. Jedzenie to pierwsza potrzeba każdego z nas. Wie o tym każdy, kto chociaż raz był głodny. Jak jest zaspokojony głód, to można myśleć i rozmawiać o innych istotnych sprawach.

Wtorki to dzień pracy socjalnej. Przyszło do nas wczoraj tak wiele osób, że nie było czasu na przerwę, a i tak byłyśmy prawie 2 godziny dłużej. Do ostatniej osoby... W tak zwanym międzyczasie wypiłyśmy z Mariolą herbatę i zjadłyśmy kawałek tarty. Dzień był wyjątkowo trudny, bo sprawy i osoby były wymagające dużej uwagi. Wiele osób w kryzysie bezdomności to ludzie, którzy potrzebują wsparcia psychiatrycznego, ale żyją w przeświadczeniu o swojej „normalności” i absolutnie nie godzą się na leczenie. Czujemy ogromną bezradność, bo są często napiętnowane, są ofiarami przemocy, wykorzystywane jako „słupy”, przeświadczone, że wszyscy są przeciwko nim, bo to ich świat jest ten prawdziwy. Po rozmowie wnioskujemy, że osoba potrzebuje profesjonalnej pomocy psychiatrycznej, ale bardzo często w rozmowie pada „chcieli ze mnie zrobić psychicznego, ale ja jestem zdrowy”. Jego zdrowie objawia się na przykład tym, że ma aktywną działalność gospodarczą, kierownicy zajmują się płatnościami, nie ma żadnych pieniędzy, bo państwo go okrada, a jego mieszkaniem jest piwnica, chociaż jego firma nie ma tam siedziby. Równia pochyła…

Znamy procedury. Wiemy, że jako osoby niespokrewnione i stowarzyszenie nie możemy zbyt wiele. W takich przypadkach nawet rodziny mają ogromny problem, żeby bliską osobę ubezwłasnowolnić lub dostać sądowy nakaz przymusowego leczenia. Trwa to miesiącami, obarczone jest wieloma procedurami i często skazane na niepowodzenie. Widzisz tragedię człowieka spowodowaną chorobą i nie możesz zbyt wiele. Czasami jedyną rzeczą, którą można zrobić to spowodować to, żeby go nie przestraszyć, żeby nie zmienił miejsca pobytu, dać małe zadania, żeby pojawił się u nas kolejny raz.

A ja? Bezradność to okropny stan. Powoli się z nim oswajam, bo nie ma innego wyjścia. Bezradność nigdy nie zostanie moją przyjaciółką, bo jej nie lubię. Gotowa jestem tylko na tolerowanie. Zapadanie się w niemocy to prosta droga do wypalenia, a wtedy nie pomogę już nikomu. Jestem wdzięczna każdego dnia za tych wszystkich ludzi, którzy sprzyjają Zupie, za cudnych wolontariuszy, którzy potrafią wysłuchać i czasami wprowadzić niezły rozgardiasz. Za podany obiad w domu i cierpliwość kiedy przychodzę i mówię „pogadaj ze mną”, a na początku jest potok moich słów. Jacek dziękuję!

Dzięki wszystkim Wam sprawy bardzo trudne są łatwiejsze do tolerowania.

Wiola