Zupowóz pęka w szwach

Na PST wita nas coraz dłuższa kolejka, więc gdy padło pytanie o to, ile robimy kanapek odpowiedziałem, że tyle, na ile wystarczy produktów. Wyszło ich 214. Licząc łącznie ze skibkami wydanymi do zupy rozdaliśmy łącznie 43 bochenki chleba i 180 porcji zupy + dokładki, a więc pewnie ponad 200, mimo iż był to bardzo gęsty, pożywny krupnik z warzywami, ziemniakami i kaszą! W ten sposób padł zupowy rekord. I to latem, gdy zapotrzebowanie na gorący posiłek zwykle bywało mniejsze, ponieważ wiele osób wyjeżdżało do prac sezonowych. A co będzie zimą? To zwiększanie się liczby osób potrzebujących jest dla nas jest powodem do refleksji i zmartwienia. W tę sobotę na razie w ramach zarządu stowarzyszenia zastanawialiśmy się, czy nie gotować więcej zupy. To niby łatwa decyzja, ale... Po pierwsze, musielibyśmy kupić większe garnki do gotowania. Po drugie, więcej wydawać na zakupy produktów. Po trzecie, wiąże się to z całą logistyką dostarczenia jej na dworzec, ponieważ już teraz nasz „zupowóz” pęka w szwach, co jeśli przybędzie chociażby jeszcze jeden czy dwa termosy?

Nasze auto znowuż wymaga wizyty w warsztacie. Jest już pełnoletnie i zdajemy sobie sprawę, że od czasu do czasu będzie wymagało naprawy, ale każde takie wyłączenie z użytkowania rodzi problemy, bo oprócz sobotniego spotkania stowarzyszenie ma jeszcze inne potrzeby wymagające transportu. Marzy nam się zakup jakiegoś nowszego, z którym byłoby mniej problemów, jednak raczej w tym roku nie damy rady. Mógłby to być na przykład Caddy produkowany w zakładach Volkswagen w Poznaniu. Może w przyszłości...

Tym razem w „zupowozie” odmówił posłuszeństwa alternator, więc od ubiegłej soboty jeździmy moim prywatnym samochodem. Nawet pomimo możliwości złożenia siedzeń to jednak auto osobowe, który nie jest tak pakowne, jak leciwy, bardziej przystosowany do transportu towarów „zupowóz”. W moim aucie tu i ówdzie wystają jakieś klamki, uchwyty, a wnętrze jest profilowane raczej dla uzyskania wygody i estetyki, niż pod kątem przewożenia towarów. Owszem, ma całkiem sporo miejsca na wysokość i zapewne w powiększonym po złożeniu siedzeń bagażniku pomieściłby nawet 4 termosy, ale niewiele ponad to.

Myślę, że i „zupowóz” pomimo swoich zalet po zapakowaniu 4 termosów nie dałby rady przetransportować wiele więcej. Teraz wozimy 2, a i tak przeważnie jeździmy w dwa auta („zupowóz” + prywatne), z których jedno zabiera termosy z kawą, kanapki, stoły i inne potrzebne nam na PST akcesoria, a drugie wszystko to, co się nie zmieściło w pierwszym. Między innymi torby medyczne, które mają spore wymiary i wymagają specjalnego traktowania.

Na PST stała ogromna kolejka oczekujących, do której stale dołączały nowe osoby. Obok języka polskiego często słychać rozmowy po rosyjsku. Łatwo poznać obcokrajowców, ponieważ tworzą oni grupki trzymające się na uboczu. „Zupa” swoim zwyczajem nie pyta o narodowość czy wyznanie – karmimy wszystkich bez różnicy.

Po tych kilku latach funkcjonowania wypracowaliśmy pewien system pracy. Dotyczy to tak przygotowania posiłku, jak i później jego wydawania. Na początek wydajemy zapakowaną kanapkę i niekiedy coś ekstra. W tym tygodniu każdy miał do wyboru banana lub napój, niekiedy są to jabłka, batonik lub inne przekąski. Dalej, w pewnym oddaleniu jest ustawiony stół z zupą – podchodząc po zupę jest czas na to, aby schować w plecaku lub kieszeni kanapkę, tak aby nie zajmowała rąk. Przy kolejnym stole ekipa kilku osób dwoi się i troi wydając skibki chleba oraz miskę z zupą. W ten sposób wszystko idzie sprawnie i bez przestojów. W tę sobotę ponad 180 porcji zupy + dokładki (po wyczerpaniu się kolejki osób, które podchodzą pierwszy raz) wydaliśmy w niespełna pół godziny.

W kolejce uderza bardzo duża liczba kobiet. O ile kiedyś panie można było policzyć na palcach jednej ręki, o tyle teraz przychodzi ich przynajmniej 20. Wokół medyków kłębi się tłum ludzi. Większość z nich jedynie przechodzi, ale wielu czeka na pomoc. Latem szerzą się różne schorzenia najczęściej wynikające z braku higieny. Niezaopatrzone rany jątrzą się i przeradzają w ropiejące czeluści. Niektórzy chorują na różę, upały powodują problemy z sercem czy ogólną wydolnością organizmu. Nasi medycy dwoją się troją, pomagają na miarę swoich skromnych możliwości, udzielając pierwszej pomocy i prosząc co „trudniejsze przypadki”, aby udały się na SOR czy w inne miejsce, gdzie otrzymają bardziej odpowiednią pomoc. Gdzie będzie możliwość leczenia, podania antybiotyków itp. Niestety, z góry wiadomo, że większość z tych osób nie skorzysta z dobrej rady i za tydzień znowuż pojawi się po zwykły opatrunek. Niektórzy przychodzą tak już ze 3-4 lata naiwnie oczekując jakiegoś cudu. We wtorek znowuż pojawimy się na PST z odzieżą. Do Magdy i Darii zapisujących potrzeby ustawiła się bardzo długa kolejka osób. Wiele z nich prosi o buty, ale tych brakuje w naszym magazynie, więc zapewne trzeba będzie je dokupić. Kiedyś udało się nam kupić ogromny karton używanych butów z klubu sportowego, ale już dawno pozostało po nim jedynie wspomnienie.

Nie mamy już co wydawać, więc pakujemy stoły, pozostałe miski i łyżki, puste termosy. Chwilę później kończy się kawa i herbata, więc pakujemy do auta kolejne stoły i termosy po napojach. Wokół medyków nadal tłum osób. Również i do zapisów jeszcze stoi długa kolejka, więc jeszcze nie możemy odjechać. Niektórzy wolontariusze już poszli do domu, ale zostało jeszcze kilka osób. Chronimy się przed coraz bardziej obfitym deszczem pod daszkiem z klapy bagażnika samochodu, a niektórzy chowają się do auta Zuzy. Było sporo pracy, ale po wszystkim pozostała satysfakcja i poczucie dobrze wykonanej roboty. Czy gdzieś można by było lepiej spędzić czas w sobotę?

Po wszystkim trzeba wrócić na Przemysłową, gdzie jeszcze czeka nas rozpakowywanie aut i sprzątanie po gotowaniu. Co prawda, większość już została zrobiona, ale trzeba umyć termosy po zupie, po kawie, po herbacie, zetrzeć podłogi itd. Dla niektórych „zupowy dzień” kończy się około 20. I tak nieprzerwanie od blisko 6 lat. Tym razem wyszliśmy na PST po raz 305.

Dziękuję tym wszystkim, którzy wspierają nas swoją pracą, dobrym słowem, wpłatami, przyniosą jakieś ciasto czy chleb, sprzątają, porządkują, sortują, przekładają… Wszystkim, którzy organizują akcje na rzecz Zupy, zbiórki ubrań, produktów i pieniędzy, czy przekonują zarządy swoich firm, aby coś tam przekazali Zupie. Nie sposób wymienić wszystkiego tego, co składa się na obraz i działalność Zupy, podobnie jak wszystkich, którym należą się podziękowania.

Jacek