W poniedziałkowe popołudnia nasi streetworkerzy wychodzą w teren

W poniedziałkowe popołudnia nasi streetworkerzy wychodzą w teren, aby odwiedzać i motywować do podjęcia decyzji o zmianie swojej sytuacji osoby w kryzysie bezdomności, które mieszkają w miejscach niemieszkalnych. Cztery ściany i dach nad głową nie świadczą o tym, że mieszkaniem takie miejsca można nazwać. Do rzadkości należą nawet takie warunki. Brak dostępu do bieżącej wody i prądu są standardem, ale mimo tego są to jedne z najlepszych warunków bytowania osób bezdomnych. Bardzo często spotykamy je w parkach, na ławkach, pod namiotami, pod mostami, w szałasach, pustostanach ( bez drzwi, okien, z zawalonym dachem), działkach, bunkrach, ziemiankach.

Odwiedziliśmy teraz Pana Piotra, który mieszka w prowizorycznym namiocie stworzonym z grubej foli. Dowiedzieliśmy się od nim od Dobrosława. Kilka tygodni temu pisaliśmy o tym, że ma poparzone, opuchnięte dłonie i w bardzo złym stanie z infekcją po wykąpaniu w naszej interwencyjnej łazience i przebraniu w czyste rzeczy został zawieziony przez nas na SOR. Musiał mieć amputowane częściowo 3 palce. Niestety po nocy spędzonej w oczekiwaniu na łóżko na oddziale postanowił samodzielnie opuścić SOR. Na koczowisku go nie zastaliśmy. Chcieliśmy zapytać o powód takiej decyzji. Zdawaliśmy sobie sprawę, że pewnie zabezpieczony przeciwbólowo poczuł się lepiej i dlatego decyzja była właśnie taka. Kilka dni później do Macieja zadzwoniła Pani Marlena, która wiedziała o sytuacji z naszego posta. Maciej zadzwonił do naszej socjalnej Marioli. Było po 22 - giej. Okazało się, że Pan jest bardzo brudny natomiast lewa ręka jest bardzo opuchnięta i wymaga kolejnej wizyty w szpitalu. Mariola zadzwoniła do ogrzewalni z prośbą, żeby w ramach wyjątku mógł się u nich wykąpać i przebrać w bardzo nietypowych godzinach. Było to możliwe więc Pani Marlena zawiozła go na kąpiel a potem na SOR. Pan z ostrą infekcją został przyjęty na oddział, na którym spędził kilka dni. Zastaliśmy go w poniedziałek na koczowisku i umówiliśmy się, że we wtorek przyjedzie do niego nasza lekarka Marta, aby zobaczyć jak pogoiły się rany. Dłonie wyglądają bardzo dobrze. Na jednym palcu była jeszcze do usunięcia nić chirurgiczna po zszyciu. Pan nie ma paznokci w kilku palcach, ale uratowane życie dzięki wielu ludziom i organizacjom, które działają wtedy kiedy jest taka potrzeba, a nie w godzinach urzędowania.

Wspólnie uratowaliśmy Panu życie i to jest największa wartość naszego działania. Niestety nie zechciał „na teraz” skorzystać z miejsca pobytu w ośrodku. Może kiedyś. Nadal będziemy go odwiedzać i budować relacje.