Potrzebujących było tylu, że na wynos nie zostało nic

227. spotkanie zupowe. Tym razem, mimo iż jest luty, pogoda dopisała na tyle, że nie musieliśmy przenosić wszystkiego pod zadaszenie na peronie. Pierwszy 50-litrowy termos zupy wydaliśmy w 15 minut. Potem pojawiały się kolejne osoby i po 30 minutach po pysznej ogórkowej, która była w kolejnym termosie, nie było już śladu. Wydaliśmy kanapki, konserwy rybne, słodkości, ciepłe napoje.  Nikomu głodnemu jedzenia nie zabrakło, ale też nikt nie dostał zupy do słoika lub pojemnika na następny dzień, bo dopiero po tym, gdy nakarmimy głodnych wydajemy zupę w naczyniach na wynos. Tym razem potrzebujących było tylu, że nie zostało nic.

Kilka osób zaczepiło mnie dziękując za posiłek. Słowo „dziękuję” słyszymy często. Z kilkoma rozmawiałam o ich sytuacji. Cieszy to, że coraz częściej sami podchodzą i chcą rozmawiać, zadają pytania, proszą o wsparcie. Dostają wizytówkę z informacją,  że w naszej siedzibie możemy spokojnie porozmawiać i wspólnie zastanowić się jak możemy wesprzeć, mając na uwadze to na jakie zmiany są gotowi. Działamy tak, jak w ubiegłym roku mając w zespole pracownika socjalnego, psychologa, lekarza psychiatrę i prawnika. Na razie korzystamy ze społecznych pieniędzy. Może do końca lutego damy radę.  Trudno rezygnuje się z działań, które mają sens, a  nie wszystko można zabezpieczyć pracą wolontariuszy.

Mimo pustych termosów i skrzynek, kiedy większość wolontariuszy już się pożegnała jeszcze długo nasze medyczne robiły opatrunki. Czasami przypadki są tak beznadziejne, że jedynie hospitalizacja mogłaby coś zmienić. Budujemy relację, namawiamy, pomagamy, nie odmawiamy opatrunku, ale czasami pojawia się smutek, bo wiemy jak może zakończyć się ta historia. Trudno jest wtedy pogodzić się z tym, że to ich życie i ich decyzje.

Wiola