Pomagają nam również ósmoklasiści

Wczoraj była 236. Zupa, która odbyła się dzięki zaangażowaniu 30 wolontariuszy. Znaczna część ekipy to nastolatkowie, którzy kończą ósmą klasę i walczą dodatkowe punkty do szkoły średniej za wolontariat. Praca u nas nie należy do łatwych, a na dodatek wymaga dyscypliny czasowej, bo w godzinę musimy obrać i pokroić warzywa na 100 litrów zupy, a w czasie kolejnej godziny przygotować 120 kanapek. Mnóstwo jest jeszcze do wykonania w tzw. międzyczasie: kawa, herbata, porcjowanie ciasta, krojenie warzyw na kanapki, przygotowanie wszystkich niezbędnych rzeczy na dworzec, mycie naczyń... Jak to w kuchni. Wielu z nich po raz pierwszy ma w ręku obieraczkę, pierwszy raz musi pokroić paprykę. Kilkadziesiąt kilogramów warzyw, które trzeba obrać i pokroić może przerażać, ale z tygodnia na tydzień przeraża coraz mniej. Mało tego, niektórzy są gotowi, aby być z nami na dworcu. Jest gwarno i pada mnóstwo pytań, ale Filip jako zaprawiony nauczyciel wszystko super ogarnia. Ja chowam się w kuchni wystawiając na dodatkowego koordynatora Marysię, Zuzę albo Gośkę. Zaznaczam, że wszyscy są cudowni w tej roli! Ja pilnuję garów i żeby było wszystko w swoim czasie gotowe, i coraz rzadziej mówię „szybciej”.

Przygotowaliśmy barszcz ukraiński. Zupa jak zupa, ale w obecnym czasie niełatwym zadaniem jest nie podchodzić do tej nazwy emocjonalnie. Od wielu lat karmimy wszystkich, którzy przyjdą do nas po posiłek. Ukraińcy pojawiali się u nas w czasie pandemii i dostawali jeść. Niektórzy z nich pojawiali się w naszej siedzibie i załatwialiśmy im pracę, czy miejsce chwilowego pobytu. Teraz coraz częściej pojawiają się u nas ci, którzy nie uciekli przed wojną, bo byli w naszym kraju wcześniej. Podjęli trudną decyzję, że nie wyjeżdżają, chociaż wielu ich kolegów pojechało walczyć. Ich świat, bycie tutaj zmieniło się diametralnie. Muszą poradzić sobie z emocjami, z utrzymaniem pracy, mieszkania, które było dzielone na wiele osób. Powalczyć o siebie. Nie „łapią” się na żadną pomoc, bo nie mają pieczątki w paszporcie, bo nie uciekli przed wojną. Ich własna „wojna myśli”, szok i emocje początkowo nie pozwalały normalnie funkcjonować. Nie pomyśleliśmy o nich. Trudno było się odnaleźć w tej nagłej sytuacji każdemu z nas. Na dworcu zawsze mamy Agnieszkę, naszą socjalną, która mówi w ich języku. To daje szansę na dobrą relację i szybką pomoc w kryzysie.  Nakarmimy każdego z nich, zrobimy paczkę z rzeczami i kosmetykami, wesprzemy w każdy możliwy sposób.

Pomagamy z potrzeby serca i empatii, ale także po to, aby jak najmniej tych, którzy tu byli wcześniej i zostali poradzili sobie w nowej rzeczywistości i nie dołączyli do grona bezdomnych. Pamiętajmy także o tej grupie Ukraińców. Jeszcze przez chwilę możemy na trwałe im pomóc. Z każdym kolejnym miesiącem beznadziei w ich sercach będzie trudniej do nich dotrzeć.

Wiola