Patrzeć sercem i widzieć potencjał

W tę sobotę przyszło nam rywalizować z ostatnim weekendem wakacji i dlatego obawiałem się, że trzeba będzie przygotować zupę w bardzo szczupłym składzie. Pomyliłem się – wolontariusze dopisali i to dopisali na medal! Po pierwsze, wróciły do nas „Minionki”, jak sama nazwała się pewnego dnia grupka, która we wrześniu kończyła podstawówkę i początkowo pojawiała się u nas głównie po zaświadczenia o wolontariacie, a później po prostu po to, aby pomagać. Na gotowanie dotarła Zosia, Basia, Ania i „Maksiu”. Były Minionki, więc nie mogło również zabraknąć Gru. Oprócz tego przyszli Martyna, Witek, Jędrzej, Kuba oraz Nadia, która zrezygnowała z części imprezy pożegnalnej w CIM Horyzonty po to, aby przyjść i pomóc nam ugotować zupę. A na dworcu dołączyła do nas Kasia, Tomek i Sylwia z Jeremiaszem, więc nie brakowało rąk do pracy.
Bohaterką 256. spotkania zupowego była fasolowa. Taka troszkę inna, ponieważ dla „lekkości” zupy pod koniec gotowania dodaliśmy do niej przecier pomidorowy zamiast zasmażki. To był taki troszkę eksperyment kulinarny i to na całkiem sporą skalę, bo aż 100 litrów. Kucharz miał wątpliwości, czy się powiedzie, jednak najlepszym dowodem pomyślnego rezultatu były dwa puste termosy i liczne dokładki. Kucharz wolał zrobić zasmażkę, ale był też otwarty na nowe idee, co wszystkim wyszło na dobre. Bo i smak nowy, i mniej pracy. Oprócz tego były tradycyjne kanapki na później, lemoniada, kawa i herbata.
Na dworzec wyjechaliśmy nieco zbyt późno, więc w jednym miejscu wpadliśmy na skrzyżowanie na późnym zielonym, za co – jako kierowcy – zebrało mi się troszkę „uwag”. Jak zwykle w czasie upałów, kolejka oczekujących nie była jakaś specjalnie długa, ale gdy rozstawiliśmy stoły ludzie zaczęli schodzić nie wiadomo skąd. Posiłek w postaci smacznej zupy dobrze spełnia swoje zadanie wyciągając z różnych zakamarków te osoby, które inaczej być może nie miałyby powodu do przyjścia. Chodzimy między nimi wyszukując osoby, które naszym zdaniem mają jeszcze szanse do zmiany w życiu. Nadstawiamy uszu i nasłuchujemy tych, którzy mają dosyć życia na ulicy i chcieliby wrócić do ogólnie pojętej normalności. Ich wszystkich namawiamy do przyjścia na Przemysłową, do dalszych rozmów i zrobienia pierwszego kroku w stronę zmiany.
Przyznam się, że gdy przyglądam się niektórym osobom, to serducho dosłownie ściska żal. Kiedyś, gdzieś usłyszałem lub przeczytałem takie zdanie „gdybyś mógł na siebie spojrzeć moimi oczyma, to zobaczyłbyś ile jesteś wart”. Pamiętam rozmowę z jednym z bezdomnych mężczyzn. Zwrócił uwagę na jedną z kobiet pomagających nam przy wydawaniu zupy. Powiedział „Zobacz jaka piękna!”. Poufale szturchnąłem go łokciem „Wiesz, jest wolna. Uśmiechnij się, zagadaj, może się z tobą umówi”. Na chwilę w jego oczach pojawił się błysk, ale później odwrócił głowę „Ze mną? Zobacz kim ja jestem. Żyję na ulicy jak zwykły śmieć, niczego nie mam. Z czym mam do niej iść?”. Namawiałem go „Powalcz o siebie. Jesteś fajnym, przystojnym, młodym facetem. Możesz się zmienić, możesz o siebie zawalczyć. Czasami trzeba emocji, trzeba uczucia – powodu żeby zacząć. Może razem byłoby wam łatwiej”. Niestety, nie udało mi się go namówić, chociaż (może) było tak blisko.
Ludzie żyjący na ulicy, poza marginesem, bardzo dobrze zdają sobie sprawę z tego, jak są postrzegani. Wbrew temu, co myślą niektórzy „normalni” to nie są idioci, nic nie warte wyrzutki. Czują, myślą i oceniają, jednak (niestety) nauczyli się tylko jednego sposobu radzenia sobie z trudną sytuacją, w której się znaleźli. Tym sposobem jest ucieczka na różne sposoby. Przywracanie godności i wiary w siebie ludziom, którzy myślą tak, jak mój rozmówca to bardzo, bardzo trudne zadanie. Staramy się i nawet niekiedy się udaje, jednak nie tak często, jakbyśmy tego chcieli. To również niełatwe z ludzkiego punktu widzenia. Trzeba patrzeć sercem i widzieć potencjał, a nie to, kim człowiek w danym momencie jest. A momentami bywa to naprawdę trudne.
Jacek