Ostatnie dni obfitują w różne niespodzianki

162 Zupa. Ostatnie dni obfitują w różne niespodzianki. A to zostają zamknięte kina, a to lokale gastronomiczne, a to okazuje się, że jazda na rowerze nie jest uprawianiem sportu. Ta niepewność jutra nie ułatwia nam działania, ponieważ nigdy tak do końca nie wiadomo, czy i jak będziemy mogli wyjść z posiłkiem do potrzebujących. Przypuszczaliśmy, że chętnych na posiłek może być znacznie więcej, ponieważ jeden punkt wydawania jedzenia jest nieczynny. My jak na razie działamy i nie mamy najmniejszego zamiaru „zamykać się” na ludzkie potrzeby chyba, że w jakiś sposób zostaniemy do tego zmuszeni. Zwykle nasza sobotnia akcja rozpoczyna się już w piątek. Jasne, że wcześniej trzeba przygotować jadłospis, zamówić produkty i tym podobnie, ale po zamówienie wyruszamy właśnie tego dnia. Whiskey in the Jar Poznań, które pomimo trudnych czasów nadal wspiera nasze działania, ale teraz po mięso i pyszne pieczyste, zamiast na Rynek, musimy jeździć do lokalu znajdującego się w Starym Browarze. Na górę, na trzecie piętro parkingu prowadzi „szaleńczy” ślimak, który u mniej odpornych kierowców – zwłaszcza podczas drogi pod górę – powoduje zawroty głowy. Później trzeba zjechać o piętro niżej i przejść od atrium, a następnie jakoś dotaszczyć wszystko do auta. Smutno wygląda Stary Browar w dniach pandemii. Zwykle tłumnie oblegane lokale i zatłoczone alejki świecą pustkami, co przynajmniej mnie napawa obawą o przyszłość. Pamiętajcie, aby od czasu do czasu wspomóc branżę gastronomiczną zamawiając coś na wynos. Na tę sobotę zaplanowaliśmy krupnik na żeberkach. Jak zapewne pamiętacie, teraz przygotowujemy paczki żywnościowe z zupą w wiaderku – zwykle jest ich nieco ponad 150. W związku z tym, że w ubiegłym tygodniu chętnych było znacznie więcej, to postanowiliśmy dodatkowo ugotować jeszcze nieco łatwejszej do przygotowania pomidorowej i rozlać ją do dodatkowych pojemników. Ostatecznie przygotowaliśmy ponad 180 porcji. Do tego tradycyjnie zabraliśmy suchy prowiant.

W sobotę gotowanie zaczęliśmy o 11 rano. Oczywiście, wcześniej trzeba było odebrać zamówiony chleb. Ekipa przygotowująca posiłek nie była liczna. Teraz ograniczamy liczbę gotujących, aby zminimalizować ryzyko przypadkowego przywleczenia choroby. Magda starała się odkopać magazyn odzieży spod licznych dowodów Waszego wsparcia. Bardzo dziękujemy za pamięć i wszystkie te produkty żywnościowe oraz odzież, które nam przekazujecie! Funkcja szefa kuchni przypadła Wioli. Krojeniem produktów, przygotowaniem kanapek oraz paczek żywnościowych zajęli się Zuza, Daria, pani Ola, Kasia, nasz pan Majster i ja. Zuza przywiozła ciasto upieczone przez młodsze siostry i mamę. Super! Pomimo skromnych sił zespół zgrany przygotowywaniem dziesiątków zup radził sobie bardzo dobrze i bez opóźnienia około 17:30 dotarliśmy na PST. Justyna natychmiast zajęła się pomocą medyczną, a reszta rozdawaniem posiłków. Wydawanie zupy w wiaderkach idzie bardzo szybko, inaczej niż jej przygotowanie. Wystarczy wręczyć wiaderko z zupą, paczkę w kanapkami i już. I tak minęła kolejna zupa. Prawie bez emocji. Prawie, ponieważ „nasi” mieli do siebie jakieś pretensje i musiała interweniować Straż Miejska. Drobny incydent, który zdarza się raz na 50 spotkań, ale zdarza się. Ot takie ryzyko. Wieczorem około 20 wróciliśmy do domów. Tak plus minus, ponieważ jedni mają bliżej, a inni dalej. U nas szybka kolacja, trzeba ogarnąć dom, nakarmić psa i troszkę pomyśleć o sobie. Nie da się ukryć, że „Zupa” przenika przynajmniej nasze życie. Swoje wyjazdy, zajęcia i spotkania musimy planować z myślą o „Zupie”. I vice versa. Z zewnątrz wszystko wygląda tak nieskomplikowanie, ale od środka, gdy trzeba zadbać o liczne aspekty działania „Zupy” i pogodzić je z życiem prywatnym, nie zawsze jest łatwo.

Jacek