Jak dary od Was pomagają nam działać
Nadszedł początek marca. W sobotę były zapisy na rzeczy. We wtorek Magda wydaje paczki z tym, o co poprosili nasi Zupowi Przyjaciele. Na sam koniec podszedł pan K. Prosi o majtki i skarpetki. Nie zapisał się, ale ma nadzieję, że Magda coś dla niego znajdzie. Zawsze mamy ze sobą na dworcu torbę potocznie nazywaną "techniczną" i coś tam zawsze jest - na wszelki wypadek. Nie kojarzę go z naszych sobotnich spotkań. Zaczynamy rozmawiać i okazuje się, że jest w bezdomności od 2 miesięcy. Wysoki, postawny, zadbany facet. Kiedyś miał swoją firmę, dom, dzieci są już dorosłe. Zaczął pić, żona wystąpiła o rozwód i poszło. Padają z ust słowa "nie chcę tak żyć, muszę się ogarnąć". Umawiamy się na następny dzień, bo o sprawach ważnych nie można rozmawiać z alkoholem, a sam przyznał, że trochę wypił. Wymieniamy się numerami telefonów.
Nieco spóźniłam się na spotkanie. Trochę się martwię, bo może pomyśleć, że go oszukałam i się nie pojawię. Nie czeka na mnie w umówionym miejscu. Tłumaczę sobie, że to nie aż tak długo, żeby nie można było poczekać, że przecież to jemu powinno zależeć...
Dzwonię po raz pierwszy, po raz drugi. Nie odbiera. Czekam chwilę. Piszę smsa. Brak odpowiedzi. No cóż. Wygląda na to, że decyzja była chwilowa. Bywa i tak w naszym pomaganiu...
Początek lipca, sobota. Jak w każdą sobotę jesteśmy z ciepłym posiłkiem na PST. Jedzenie, pogaduchy, tłum ludzi. Trochę kręcę się między ludźmi, zagaduję. Przechodzę koło medyków. Marta robi opatrunek na nodze, która wygląda fatalnie. Kojarzę twarz, ale nie bardzo rozpoznaję. Pan K? Chudy, zgarbiony. Oczy niby te same, ale dużo w nich smutku. Mówię: "byliśmy umówieni, ale się nie pojawiłeś". Próbuje udawać, że nie pamięta, jednak widać, że jest mu wstyd i żeby nie ciągnąć tej fatalnej sytuacji mówię: "to przyjdź do nas teraz we wtorek na Przemysłową, pogadamy".
Tym razem przyszedł. Poopowiadał, posłuchałam, a na koniec zadałam pytanie: "dałbyś radę od dzisiaj nie pić?" Pokręcił przecząco głową. "A gdybyś od dzisiaj miał własny pokój i łóżko? Warunek - nie pijesz!" Bez chwili zastanowienia odpowiedział "Taka szansa, nie mogę jej nie wykorzystać. Tak!".
Minęło parę godzin zanim dojechaliśmy do zupowego mieszkania. Wcześniej była konsultacja z Kasią naszą psychiatrą. Zabraliśmy z siedziby rzeczy do przebrania, kosmetyki, jedzenie, bo człowiek zabrany z ulicy ma niewiele, a czasem zupełnie nic. Parę razy padało po drodze pytanie "to ja naprawdę będę dzisiaj spał w łóżku, w pościeli?".
Opatrunek na nodze coraz mniejszy. Po 3 tygodniach można założyć tenisówki. Kwalifikacja na terapię przebiegła pomyślnie, więc został umówiony termin na terapię. W oczach więcej radości. Znowu jest to wysoki, postawny, zadbany facet. Wrócił, bo pozwolił sobie pomóc i był gotowy na zmiany. Nigdy nie wiemy jak będzie. Tutaj zakończył się pewien etap pomocy.
Już jest na terapii. Przysłał pozdrowienia dla całej ekipy. Napisałam, żeby wykorzystał ten czas najlepiej jak się da. Odpisał "Nie inaczej, tylko taka postawa może dać rezultaty. Dzięki!!!
Z ekonomicznego punktu widzenia dla Zupy to same koszty: jedzenie, mieszkanie, zdjęcia do dowodu, specjalistyczne opatrunki i mnóstwo bandaży. Z osobistego - czas. Każdy z nas ma go tyle samo. Dając komuś zabierasz komuś innemu. Czy żałujemy? Absolutnie nie!
P.S. Ty czytelniku też miałeś w tym cudzie swój udział. Od Ciebie były pieniądze, dzięki którym możemy utrzymać zupowe mieszkanie. Potrzebna dla Pana K. odzież i kosmetyki też były od Ciebie. Gotowe dania, kawa, cukier, pasztety... wreszcie bandaże, opatrunki i szare mydło, w którym moczył nogę, jak już była zdrowa. Kołdra, poduszka i pościel, która była luksusem też była od Ciebie. Nawet nie wiesz jak bardzo dziękujemy za to wszystko w imieniu własnym i między innymi Pana K!