Gwarnie i tłoczno, i do tego międzynarodowo

Osobiście bardzo lubię te momenty, w których w naszej kuchni i „kanapkowni” jest gwarnie i tłoczno, i do tego międzynarodowo. A tak właśnie było na naszym 325. spotkaniu. Jasne, że momentami panujące zamieszanie przyprawia o zawrót głowy, ale naprawdę trudno wyobrazić sobie lepszą grupę do pracy. W tę sobotę musieliśmy zorganizować się w taki sposób, aby wystarczyło nam rąk na dwie imprezy. Na pierwszej z nich, to jest na Bajkowy Jarmark Świąteczny na Wildzie zbieraliśmy pieniądze na zupowe potrzeby. Dziękujemy Rada Osiedla Wilda i Wildecka Inicjatywa Lokalna WILdzianie za zaproszenie na to radosne świętowanie! Na drugiej, czyli na zwyczajowym spotkaniu na PST, tradycyjnie rozdawaliśmy posiłki. Oczywiście, wymagało to wcześniejszego rozpoczęcia pracy oraz ugotowania większej ilości zupy.

Pierwszym gotowaniem, które zaczęło się już o 10 rano dowodziła Wiola. Wspólnie z grupą wolontariuszy PwC oraz zagranicznych studentów medycyny z Poznan University of Medical Sciences ugotowali przepyszny barszcz czerwony. Ten barszcz razem z różnymi fantami trafił na Jarmark Wildecki. Dowodziła tam Gosia współpracując z dwoma wolontariuszkami z Kanady. Dziewczyny świetnie mówiły po polsku, jednak postanowiły jarmark wykorzystać w dwójnasób: po pierwszy, do pomocy „Zupie”, po drugie, jako świetną okazję do ćwiczenia języka polskiego. Myślę, że wszyscy, którzy odwiedzili nasze stoisko byli pod ich wrażeniem.

W południe i wieczorem „dowodziłem” ja. Zmieniła się grupa wolontariuszy. Dotarły nowe osoby z wolontariatu medyków, a także grupa wolontariuszy z Aquanet SA. Miałem zamiar ugotować zupę, ale... gotowaniem zajęła się Agnieszka. Ugotowała przepyszny, pożywny, gęsty krupnik na żeberkach! W ogóle, w kuchni zapanowały rządy wolontariuszy z Aquanetu i nie bardzo miałem co robić. Dzięki częstym odwiedzinom dobrze znają naszą kuchnię. Miejsca, w których trzymamy przyprawy nie są dla nich żadną tajemnicą. Mogłem jedynie obserwować, jak jest gotowana zupa, porcjowane są dostarczone do nas ciasta, jest robiona kawa i herbata. Podobnie w „kanapkowni” – tu międzynarodowe towarzystwo w błyskawicznym tempie siekało, kroiło, przygotowywało kanapki. Tu też nie miałem co robić. Może to i dobrze, ponieważ musieliśmy zawieźć termos z zupą, kawę, herbatę i fanty na stoisko, rozłożyć je i troszkę „ogarnąć”.

Nie spodziewaliśmy się wielu osób na „Zupie”, ponieważ były wcześniej także inne imprezy na których częstowano jedzeniem. Stało się jednak inaczej. 100 litrów krupniku oraz 180 kanapek rozeszło się w nieco ponad pół godziny. Znowu zmieniła się grupa wolontariuszy – z gotowania na Przemysłowej dotarły tylko 2 osoby, ale nie brakowało nam rąk do pracy. Ponownie dołączyła do nas międzynarodowa grupa wolontariatu medycznego oraz inni, często wspomagający nas lokalni wolontariusze. Korzystając z wręcz nadmiaru rąk do pracy wędrowałem pomiędzy naszymi Zupowymi Przyjaciółmi rozmawiając o tym i owym. Ot takie zwykłe ludzkie pogaduszki. Niektóre osoby prosiły o spotkanie „na spokojnie” w naszej siedzibie, inne unikały rozmowy. Chętnie pomagamy wszystkim, którzy są gotowi na zmiany w swoim życiu, ale nigdy nic na siłę i nic bez wysiłku osoby chcącej zmiany. Do Zuzy ustawiła się długa kolejka potrzebujących ubrań, butów, koców, rękawiczek itp. Dzięki zebranej przez Was odzieży oraz wsparciu grantowemu Miasto Poznań nasz magazyn jest dobrze zaopatrzony i we wtorek będziemy mogli dostarczyć jeśli nie wszystkie, to przynajmniej większość rzeczy.

Z PST wróciliśmy na Przemysłową kilka minut przed dziewiętnastą. Po rozpakowaniu auta pojechałem na nasze stoisko na Jarmarku Wildeckim, aby zwieźć wyposażenie stoiska i termosy do siedziby. Podchodząc do stoiska rzuciłem okiem na stojącą na nim skarbonkę i chcę podziękować Wam z ofiarność! Jeszcze nie liczyliśmy zebranych pieniędzy, ale zawartość wyglądała imponująco! Przyrzekamy, że 100% udzielonego nam wsparcia zamienimy na pomoc potrzebującym.

Jacek