Dwa wypełnione po brzegi termosy rozeszły w nieco ponad pół godziny

Wiecie co? Wczoraj 157. „Zupa na Głównym” nakarmiła ponad 170 osób. Przeciętnie w roku są 52 tygodnie i jeśli podzielimy liczbę spotkań przez liczbę tygodni, to okaże się, że poznańska „Zupa na Głównym” działa już 3 lata! Tak, to prawda – 17 października nasze spotkanie będzie związane z trzecią rocznicą działalności. Trzy lata, to nie jest zbyt wiele. Jeśli odnieść to do wieku dziecka, to już chodzi, pewnie też jakoś tam po swojemu mówi, ale jeszcze daleko mu do dorosłości. Nie mam pewności czy to dobre porównanie, bo co by nie powiedzieć, to „Zupa” już nieco okrzepła i ma swoje korzenie. Myślę jednak, że jeszcze przyjdzie czas na to, aby zrobić jakieś krótkie podsumowanie naszych działań. Może w następnym wpisie? Bo jeśli dla prostego szacunku przyjmiemy, że tydzień w tydzień karmiliśmy średnio 150 osób, to proste mnożenie daje ponad 23,5 tysiąca posiłków! Dla niektórych osób to mogły być pierwszy lub może nawet jedyny ciepły obiad w tygodniu. A przecież oprócz posiłków „Zupa” zajmuje się też innymi działaniami na rzecz zupowych przyjaciół.

Wróćmy jednak do wczorajszej soboty. Musieliśmy podzielić się na dwie grupy. Nasi panowie, w osobach Pana Majstra, Krzysztofa, Filipa i Jacka zajęli się przeprowadzką naszej zupowej przyjaciółki Pani Renaty ( więcej w kolejnym poście). Szczerze to pracowali na dwa etaty bo na dworzec też zdążyli. Tymczasem nasze panie pod wodzą Wioli gotowały pyszny kapuśniak z kawałkami podsmażanej kiełbasy i żeberek (Whiskey in the Jar Poznań – dziękujemy za bezustanne wsparcie), przygotowywały kanapki oraz paczki żywnościowe.

Nigdy nie wiemy ile osób przyjdzie na nasz posiłek, nie mamy wiedzy o tym, ile osób zaangażuje się, aby przygotować z nami jedzenie dla naszych Przyjaciół, ani ile ciast od Was dostaniemy w pierwszą sobotę miesiąca. Tym razem było ich raczej niewiele. Dziękujemy z całego serca za te, które dostaliśmy! Co prawda, nie wystarczyło dla wszystkich, ale w zapasie mieliśmy jeszcze 2 kartony „michaszków”, więc każdy otrzymał coś słodkiego w paczce. Dwa wypełnione po brzegi termosy z kapuśniakiem (100 litrów zupy) rozeszły w nieco ponad pół godziny. Po trzech latach działalności dopracowaliśmy się metod działania, które bardzo dobrze sprawdzają się w akcji. Każdy jest jakimś tam trybikiem w tym mechanizmie i ma swoją drobną, ale bardzo ważną rolę do spełnienia. Wydaje się, że nawet nowe osoby bardzo szybko wpadają w przyjęty rytm pracy i nie przysparza on im trudności.

Spotkania zupowe to nie tylko posiłek, ale również doraźna pomoc medyczna. Póki co pandemia „wymiotła” nam wszystkich lekarzy, którzy pojawiają się teraz u nas bardzo rzadko. Co tydzień opatrunki robi Justyna, która jest dyplomowaną pielęgniarką, a wszystkiemu jak na razie jedynie przygląda się student medycyny Chris. To bardzo skromne siły i chcielibyśmy, żeby na naszych spotkaniach częściej pojawiali się też inni medycy, ale jak na razie nie ma na to widoków. Pomoc naszym zupowym przyjaciołom to trudny kawałek chleba, ponieważ warunki są spartańskie, a sami pacjenci też są specyficzni. Z drugiej strony, niekiedy jest to jedyny moment dobry na to, aby komuś uratować życie, ponieważ zupowi przyjaciele funkcjonują niejako poza systemem. Dotyczy to między innymi opieki zdrowotnej.

Jacek