A życie pewnie jeszcze nie raz nas zaskoczy

198. Zupa na Głównym przeszła do historii. Rano zapowiadało się, że będzie pochmurno i niezbyt ciepło. Koło południa już wiedzieliśmy, że zimna, domowa lemoniada to będzie napój, który będzie cieszył się dużym powodzeniem. Była to kolejna, upalna sobota. Tym razem zaplanowaliśmy i ugotowaliśmy kalafiorową. Była kawa, herbata, kanapki, wafelki i dwie blaszki pysznego, domowego ciasta (bardzo dziękujemy!). Nakarmiliśmy ponad 100 osób, przeprowadziliśmy kilkanaście rozmów, zespół medyczny zmienił wiele opatrunków. Niestety, większość zmienianych opatrunków to takie, które były robione przez nasz zespół w poprzednią sobotę. Zawsze namawiamy, żeby nasi Zupowi Przyjaciele korzystali także z innych wskazanych przez nas miejsc, bo w wysokiej temperaturze otoczenia zmiana opatrunku raz w tygodniu jest niewystarczająca. Niestety, większość tego nie robi. Czekają do soboty.

Przemyślenia...

Jeżeli w mediach jest poruszany temat osób w kryzysie bezdomności, to zawsze pojawiają się komentarze typu „jakby poszedł do pracy” i „jakby przestał pić” . Gdyby to było takie łatwe! I nie jest tutaj mowa o słowach-kluczach „pić” i „praca”, ale o tym, że jak wychodzisz z bezdomności i nałogu, to po tych kilku miesiącach terapii nadal jesteś słabym człowiekiem, a mimo to utrzymujesz abstynencję, idziesz do pracy, mieszkasz w mieszkaniu. Ulica już nie jest Twoim domem. Starasz się, korzystasz ze wsparcia, ale nadal w sprawach ważnych nie potrafisz prosić o pomoc. Masz długi, niepłacone alimenty, dowiadujesz się, że w związku z tym zatrzymane prawo jazdy, więc musisz znaleźć inną pracę. Jesteś przygotowany i w zgodzie z tym, że długi trzeba spłacić i że w Twoim przypadku będzie to 60% zarobków. W drugim miesiącu pracy już masz zajęcie na pensji. Zostaje na przeżycie i opłacenie mieszkania maksymalnie za 1200 zł, ale okazuje się, że to jeszcze nie jest najgorsze. Jesteś po terapii, wróciłeś do społeczeństwa, spłacasz długi i... idziesz odsiedzieć wyrok za niepłacone alimenty, które bywało, że płaciłeś „do ręki”, ale nie brałeś potwierdzenia. Ot, naiwność. Zazwyczaj o wyroku nie wiesz, bo ulice, parki i pustostany nie są miejscami do doręczenia korespondencji.

Pewnie wielu z Was powie, że trzeba ponosić konsekwencje swoich czynów i zapewne macie rację, ale jak widzę jaką drogę taka osoba przeszła, żeby wrócić do społeczeństwa i to jakie są tego konsekwencje, to trochę mniej się dziwię, że wielu nie chce powrotu do normalności i że praca tylko „na czarno”.

Żal planów i marzeń człowieka, który „zawalczył” o siebie, a okazało się, że jeszcze parę zakrętów na jego nowej drodze życia czeka. Czy podejmie kolejną walkę o normalność? Nie wiemy... Wiemy jedno, że nikt z nas nie żałuje wykonanej pracy i nie mamy poczucia straconego czasu.

Zastanawiam się też jak wielu z nas miałoby odwagę dobrowolnie ponieść konsekwencję swoich czynów? Jaką dużą odwagą wykazałabym się ja? A życie? Pewnie jeszcze nie raz nas zaskoczy.

Wiola