Nieco inne gotowanie
Przeminęło 252. spotkanie zupowe. Nasze gotowanie tej soboty było nieco inne. Niby w każdą sobotę robimy to samo, w tej samej kolejności, a zawsze wydarzy się coś, co sprawia, że element zaskoczenia wyłazi gdzieś zza rogu i sprawia, że nudy nie ma. Rzecz pierwsza, to moje kierowanie pracami zupwych wolontariuszy. Otóż oni radzili sobie w kuchni tak doskonale, że to ja kierowałam do nich pytania, co i jak robimy, miast rozdzielać zadania. To cudowne mieć takich pomocników, którzy wspaniałe potrafią służyć radą i są tak chętni do każdej pracy. Naprawdę nie mogłam wyjść z podziwu, że każdy taki chętny, że tacy wszyscy pomocni. Nie wiem skąd się u nas tej soboty wzięliście, ale przychodzicie, bądźcie, bo z Wami to się zawsze uda.
Rzecz druga, nasz zmywak. Okazał się nadspodziewanie atrakcyjnym miejscem. Entuzjastów zmywania wielu nie ma, ale nasza fantastyczna młodzież i z takim zajęciem poradziła sobie z ochotą. No tego to się nie spodziewałam wiec duże brawa dla nich za perfekcyjne ogarnięcie brudnej roboty.
Rzecz trzecia, no… Zgubiłam 15 kilo ziemniaków. Tak jakoś wyszło, że się wór ziemniaków w kącie zawieruszył i jeszcze nigdy nie widziałam takiej radochy, gdy okazało się, że na szybko trzeba je obrać. Nasi międzynarodowi wolontariusze chyba wyjątkowo polubili pyrki i pracę na pyrkowy akord.
Rzecz czwarta, Magdy pochwała za pomoc na magazynie. Poprzeczka i wymagania magazynowe są niezwykle wysoko zawieszone wiec wnioskuję, że nasi magazynowi pomocnicy, musieli spisać się na medal i wykonać kawał dobrej pracy.
Rzecz kolejna: niespodziewanie zostaliśmy obdarowani pyszną sałatką, którą mogliśmy wydać na dworcu i która spotkała się z bardzo ciepłym przyjęciem. Świetnie, że pomyśleliście o tym, aby się z nami podzielić takimi dobrociami.
I już na sam koniec: dworzec. Tu zaskoczenie ogromne. Moja pierwsza myśl, na widok tłumu, który na nas czekał mimo deszczu, to „braknie nam zupy jak nic”. Mnóstwo ludzi, wszyscy głodni. Niby zupa była ogórkowa, ale wszyscy nazywali ją „jaka dobra” i szczęściem starczyło jej akurat tyle, aby każdy dostał swoją porcję, ale na dokładki posiłkowaliśmy się sałatką i chlebem, kanapkami. Było jeszcze wiele pomniejszych: widziałam, ze wpadaliście do nas z darami, nie zdążyłam zanotować, kto i co przynosił, ale wiem, ze dostaliśmy trochę odzieży, nowe noże a na dworcu, chyba z nieba, spadły do nas krówki.
Dziękowano mi na wydawce wiele razy, te „Dziękuję” przekazuje Wam. To Wam się należy i ono i nasza stukrotna wdzięczność za każdy dar, każdą pomocną rączkę, każdą złotówkę, każde dobre słowo, które my przekazujemy dalej. Bez Was mamy tylko nasze ręce i chęć do pracy, z Wami możemy te ręce i chęci wykorzystać w najlepszy znany nam sposób - aby podać miskę zupy oraz aby przytrzymać i pomóc wstać. Dziękuję. Trzymajcie się ciepło!
Wasz zupowy wolontariusz