Wypatrzyliśmy ją na jednym z zupowych spotkań na PST

To był dla nas pracowity weekend. Rozpoczęliśmy go już w piątkowe popołudnie zwołując „mocną ekipę” do obierania warzyw. Planowaliśmy rozpocząć gotowanie we wczesny sobotni poranek, ponieważ oprócz zwyczajowego spotkania na PST „Dworzec Zachodni” postanowiliśmy również uczestniczyć w akcji sprzątania Warty organizowanej przez fundację „Ratuj Ryby” oferując wolontariuszom darmową, ale przy tym pożywną i smaczną grochówkę.

W ramach akcji sprzątania Warty „Zupa na Głównym” już drugi raz karmi wolontariuszy. W ubiegłym roku również byliśmy tam z grochówką, kawą i herbatą. Było łatwiej, ponieważ jej termin nie zbiegał się z sobotnim spotkaniem na PST. W tym roku musieliśmy podzielić siły, zasoby i środki.

Grochówka, podobnie jak soczki dla najmłodszych, były rozdawane za darmo, co u niektórych osób wywoływało niedowierzanie. Jednak na naszym stanowisku była także puszka przeznaczona na datki, które w całości posłużą nam do wsparcia działalności statutowej stowarzyszenia. Utrzymujemy się przede wszystkim dzięki życzliwości dobrych ludzi, których na szczęście nie brakuje. Jednak ogólnie trudna sytuacja gospodarcza, rosnąca inflacja oraz podwyżki cen energii przyczyniły się do wzrostu kosztu utrzymania siedziby czy mieszkania wspomaganego. Dlatego wychodzimy do ludzi dając to, co mamy najlepsze i prosząc o wsparcie naszych działań przez wrzucenie jakiejś drobnej kwoty do puszki. Te drobne kwoty mogą sporo zmienić, jeśli będzie ich wystarczająco dużo. Jeśli tak samo jak my uważasz, że życie ludzkie jest wiele warte i że warto pomagać, aby ten świat był lepszym miejscem do życia, to prosimy o pomoc. Jeśli nie możesz zaangażować się sam, to wrzuć jakiś przysłowiowy grosik do puszki lub wesprzyj nas wpłatą. Odpowiednie oprogramowanie udostępniamy na naszej stronie internetowej https://www.zupanaglownym.org.pl/.

W sobotę rządy w kuchni sprawowała Wiola. Musiała wstać wcześnie rano, aby „Zupa” mogła dostarczyć na czas grochówkę, kawę i herbatę nad Wartę wolontariuszom kończącym jej sprzątanie. Gdy zupowóz wyruszył spod naszej siedziby na Wildzie, to zostało niewiele czasu na krótkie sprzątanie kuchni zanim dotarli do nas wolontariusze z Aquanetu, którzy wspólnie z Wiolą ugotowali krupnik i przygotowali kanapki na cosobotnie spotkanie z potrzebującymi na PST. Po powrocie znad Warty zupowóz został ponownie załadowany, aby tym razem pojechać na PST, gdzie oczekiwał nas spory tłumek.

291. spotkanie na PST „Dworzec Zachodni”. Jak co tydzień, były kanapki, kawa, herbata, gorąca zupa, a nasza nieoceniona doktor Marta razem ze studentami medycyny udzielała pomocy medycznej. Można by było powiedzieć, że nie działo się nic wielkiego, gdyby nie pewne spotkanie.

W pewnym momencie do Wioli podeszła z uśmiechem drobna kobieta. Poznaliśmy ją od razu, ponieważ byliśmy mocno zaangażowani w pomoc i poszukiwanie dla niej miejsca zamieszkania. Ta pani jest przykładem „chichotu losu”. Nie ma żadnych nałogów, jest wykształcona, ma umiejętności i wiedzę, ma chęć do pracy, ale mimo tego została bezdomną. Wkrótce po śmierci męża otrzymała wiadomość, że jej matka jest umierająca. Wyjechała więc z Polski, aby zająć się mamą. Spodziewała się, że nie będzie jej przez dłuższy czas, więc wyprowadziła się z mieszkania i zwolniła z pracy nie wiedząc, co przyniesie jej los. Mama żyła przez kilkanaście miesięcy. Po jej śmierci pani zdecydowała się na powrót do Polski i do dotychczasowego życia. Jednak tu pandemia wszystko zmieniła. Przez kilka miesięcy nie mogła znaleźć żadnej pracy. Oszczędności szybko się skończyły i trzeba było dosłownie wyprowadzić się na ulicę.

Wypatrzyliśmy ją na jednym z zupowych spotkań na PST, gdy stanęła w kolejce najpierw po posiłek, a później po jakieś ubrania. Jakoś nie pasowała nam do tego tłumu. Od słowa do słowa opowiedziała Wioli swoją historię. Ta wzięła za telefon i zadzwoniła tu i ówdzie wypraszając dla pani miejsce w schronisku. Umówiły się też na wtorek, aby porozmawiać na spokojnie w siedzibie stowarzyszenia. Pani przyszła na umówione spotkanie i od tego momentu zaczęła się walka o jej godne życie. Pomogliśmy znaleźć pani znaleźć pracę zgodną z jej wiedzą, umiejętnościami i doświadczeniem, która pozwoli jej wrócić do normalnego życia.

Nie, nie było łatwo. Sami dobrze wiecie, że wiedza, umiejętności i złożenie dokumentów to dopiero początek drogi. Rzadko kiedy jest tak, że rekrutujący mówi – dobrze, to od jutra zaczyna pani/pani pracę. Tak było i w tym wypadku. Co gorsza, osoby rekrutujące chętniej wybierają młodych, nawet mających mniej umiejętności i doświadczenia zawodowego, niż osoby w średnim wieku.

Proces rekrutacji trwał bardzo długo, co nas, ale przede wszystkim ją bardzo długo trzymało w niepewności. Aż wreszcie zapadła decyzja pozytywna, co wszystko zmieniło. Koniec błąkania się po ulicach i sypiania byle gdzie. Koniec niepewności i strachu. Koniec głodu i poniewierki.

Teraz pani uważa spotkanie z nami, a głównie z Wiolą, za jakiś „palec Boży”. Dla nas nie jest ważne kto lub co przywiodło panią do nas. Jesteśmy tam na PST „Dworzec Zachodni” w sobotę właśnie po to, aby wyławiać ludzi chcących zmienić swoje życie. Jeśli nie „palec Boży”, to może doprowadzą ich do nas słowa tego lub innego człowieka, może gdzieś o nas usłyszą. A może trafią do nas przypadkiem.

Pomoc oferowana przez „Zupę” jest troszkę inna, niż ta instytucjonalna. Ten rodzaj pomocy jest bardziej ukierunkowany na indywidualnego człowieka, może bardziej współgrać z jego potrzebami. Nie prowadzimy wielkich schronisk, ale pomagamy znaleźć bezpieczne schronienie w niewielkim, kameralnym mieszkaniu, w którym można się umyć, wyspać, uzyskać pomoc dedykowaną konkretnemu człowiekowi i jego problemom. Wiemy, że nie uratujemy w ten sposób wielu osób, ale może chociaż te kilka, którym zależy?

Inaczej niż wtedy, gdy wychodzimy z posiłkiem, udzielając pomocy konkretnej osobie kierujemy się zasadą, którą bardzo dobrze ujął w swoim liście św. Paweł „Kto nie chce pracować, niech też nie je!”. Uważamy, że jest to sprawiedliwe, aby każdy człowiek był dla innych pożyteczny. Z zupowego mieszkania i opracowanego przez nas „systemu” pomocy pozbywamy się osób, które chcą nas po prostu wykorzystać. Które liczą na prezenty i darmowe obiadki, ale nie chcą się zmienić. A tym, którzy chcą korzystać z naszego wsparcia lub/i mieszkać w zupowym mieszkaniu oferujemy siebie i całą potrzebną pomoc, aby stanęli na nogi. Nawet jeśli oznacza to wysyłanie paczek czy inną pomoc podczas odsiadki, bo bywa i tak.

Nie uważamy siebie za lepszych od innych. Każdy pomaga tak, jak pozwalają mu na to czas i środki, a ludzie są różni i mają różne potrzeby. To, co jest w stanie poruszyć jedną osobę na drugiej nie zrobi żadnego wrażenia. Nie jesteśmy też jak pomidorowa – nie każdy musi nas lubić. Może skorzystać z innego rodzaju pomocy i innej organizacji czy instytucji. Naszymi atutami są elastyczność działania i indywidualne podejście do człowieka, co staramy się jak najlepiej wykorzystać. Ale pomoc nie jest bezwarunkowa i nie uważamy, że jest dobre, aby taką miała być. Zdobycie każdej złotówki na działalność „Zupy” kosztuje nas wiele wysiłku. I chociażby z tego powodu kilka razy przyjrzymy się, czy jest ona warta wydania.

Nie ma co ukrywać, że przyszły trudne czasy dla organizacji pozarządowych. Dlatego bardzo prosimy o to, abyście nadal o nas pamiętali i wspierali nasze działania. Można to zrobić na wiele sposobów, a niektóre z nich są tak łatwe, jak zainstalowanie „przypominajki” FaniMani przekazującej drobną kwotę przy okazji zakupów dokonywanych w Internecie, w wielu sklepach internetowych czy platformach sprzedażowych, takich jak Allegro. Gdyby tylko wystarczająco wiele osób zainstalowało taką wtyczkę do przeglądarki i wybrało „Zupę na Głównym” jako wspieraną organizację, to nie musielibyśmy się martwić chociażby rachunkami za energię elektryczną w zupowym mieszkaniu.

Jacek