Ten kubełek zupki to mnie cieszy

Za nami 248. spotkanie zupowe. Jakoś tak trudno jest mi uwierzyć, że „Zupa na Głównym” prawie 250 razy wyszła z posiłkiem do potrzebujących, bo wydaje się, jakbyśmy dopiero co zaczęli. Pojawia się jednak refleksja, że rok ma około 52 tygodni, Zupa wychodziła z posiłkiem w każdą sobotę, a więc to już blisko 5 lat naszej działalności. A czas ma tę dziwną subiektywną właściwość, że gdy na coś czekamy, to nam się dłuży, a jak już minie, to mamy wrażenie, że to było wczoraj. Tymczasem rzut oka do kalendarza zdarzeń niejednokrotnie potrafi nas zaskoczyć.
Pomimo wakacji, a może właśnie dzięki nim, na sobotnie gotowanie przyszło kilkoro nowych wolontariuszy. Z zainteresowaniem dopytywali się o to, jak działamy i czym się zajmujemy. Opowiadając każdej takiej osobie o „Zupie” na nowo przypominam sobie jaki jest nasz cel. Uśmiecham się wtedy do siebie, bo są to myśli zawsze pełne nadziei.

Tym razem gotowaliśmy pomidorową z ryżem. Ten ma taką właściwość, że ile nie by go nie dodać do zupy, to bez względu na ilość i tak napęcznieje nadając jej gęstość kisielu. Zwłaszcza, jeśli taka zupa jest transportowana w termosie. Więc niechcący zagęściliśmy naszą pomidorową ryżem na tyle dobrze, że być może jakiś znawca nazwałby ten posiłek risotto. Nikomu jednak to nie przeszkadzało. W niespełna 40 minut dosłownie zniknęła zawartość dwóch pełnych termosów z zupą, 150 kanapek, kawa, jakieś 30 litrów lemoniady i wszystkie ciasta. Musimy przygotować się na to, że w okresie wakacyjnym, kiedy część placówek pomocowych jest zamknięta, na nasze spotkania będzie przychodziło więcej potrzebujących.

Czasem zdarzy się też tak, że dla mocno spóźnionych osób zabraknie jedzenia. Zostaje nam wtedy jedynie jakiś suchy prowiant i słowo wsparcia. Przykro nam, kiedy zderzamy się z bezradnością, jednak nie jesteśmy w stanie zawsze pomóc każdemu.

Mnóstwo pracy czekało na dworcu również na naszych wytrwałych medyków oraz Darię, która prowadziła zapisy na odzież. Mogłoby się wydawać, że rosnąca kolejka osób w potrzebie będzie przytłaczająca, jednak w przypadku naszych wolontariuszy jest zupełnie odwrotnie. Każda kolejna osoba przychodząca po pomoc jest przyjęta z szacunkiem i otwartością. Tak, jakbyśmy to właśnie na tę krótką rozmowę się wcześniej umówili. Bo tak właśnie jest. Umawiamy się, że będziemy w każdą sobotę, więc jesteśmy. Nie tylko z posiłkiem, ale też z naszym czasem, którym chcemy się podzielić.

- Nic mnie już nie cieszy… – usłyszałam jako podsumowanie krótkiej rozmowy o ostatnich potyczkach jednego z naszych Zupowych Przyjaciół. Westchnęłam, ponieważ żadne słowa pocieszenia nie przychodziły mi do głowy. Mój wzrok powędrował w chodnik, a mojego rozmówcy w miskę pomidorowej. Chwilę później usłyszałam: – Albo nie, wiesz co? Ten kubełek zupki to mnie cieszy.

Zupa pomidorowa potrafi być bohaterem dobrej sceny z filmu, ale potrafi też być swoistym bohaterem sobotniego popołudnia; jedynym ciepłym posiłkiem, a także pretekstem do spotkania i rozmowy. Dobrze było się spotkać.

Zuza