Pomagać powinno się mądrze

Zupowóz pochłonął mnóstwo kasy, ale póki co jakoś jeździ. Wróciliśmy nim z serwisu, chuchamy i dmuchamy, aby znowuż nie trzeba było czegoś naprawiać. Niby nie pokonuje jakichś długich dystansów, ale zawsze coś. Jak to ze starym samochodem - trzeba pieszczot i pieniędzy. W razie potrzeby ratujemy się naszymi prywatnymi autami i jakoś dajmy radę. Nie ma co ukrywać, że w porównaniu do innych pomagających jesteśmy raczej niewielką organizacją, która nie ma za sobą jakiegoś ogromnego zaplecza, tym bardziej finansowego.

228. zupę ugotowała Zuza przy pomocy Zosi. Jasne, że nie były same - pomagała im w tym grupa wolontariuszy krojąc, siekając, obierając i robiąc wszystko to, co było potrzebne. Oprócz tego przygotowaliśmy kanapki, kawę, herbatę, porcje ciasta. Wszystko to, co zwykle robimy na zupowe spotkania. Kapuśniak wyszedł pyszny, pożywny – był gotowany na żeberkach. W sobotę na PST zawieźliśmy go ponad 90 litrów. Do tego 120 kanapek, ponad 20 litrów kawy i herbaty, paczuszki ze słodyczami. Doktor Marta, którą nasi Zupowi Przyjaciele nazywają „aniołem” wykonywała opatrunki, udzielała porad i podstawowej opieki medycznej. Marta jest z nami od lat. Osobiście podziwiam ją za cierpliwość, bezinteresowność oraz chęć pomocy. Przecież w sobotę można znaleźć tyle powodów do pozostania w domu...

Pomagać powinno się mądrze. Zapewne w podobny sposób, jak powinno się wychowywać dzieci. Jasne, że mowa tu o tym, jak się powinno, a nie o tym, jak często jest. Na przykład, powinno się motywować, podnosić poziom wiary w siebie, od czasu do czasu troszkę prowadzić za rękę, niekiedy upomnieć, ale zawsze mieć na uwadze to, że mamy do czynienia z człowiekiem, dla którego należy żywić szacunek i który może myśleć całkiem inaczej niż my. Niekiedy dziecko zrobi coś, co nie będzie się nam podobało, ale to nie może być powodem, dla którego rodzic je odrzuci.

Długo można by było jeszcze pisać o pomaganiu i wychowywaniu. Zapewne też moglibyśmy się na takie tematy posprzeczać. Każdy z nas ma w tym zakresie jakieś poglądy, swoje doświadczenia i odczucia. Niektórzy tylko teoretycznie, ale zawsze. Jednak w tym przydługim wstępie nie chodzi o to, aby dać sobie powód do kłótni, ale raczej o to, aby w pewien sposób podeprzeć „ideologicznie” to, co robimy w Zupie. Bo w Zupie uczymy się pomagać mądrze. Każdy, kto przyjdzie po ciepły posiłek, kanapkę czy kawę dostanie je, bez względu na to, w jakim będzie stanie. Tak – nawet jeśli będzie pod „wpływem”, to któryś z wolontariuszy odejdzie od swoich zajęć, weźmie miskę zupy i zaprowadzi „podwpłyniętego” do jakiegoś miejsca, w którym będzie mógł usiąść i spokojnie zjeść. Nie badamy ludzi w kolejce do garnka alkomatem, chociaż wiele razy słyszeliśmy od różnych przygodnych osób, że powinniśmy. Może i tak, ale nie mamy najmniejszego zamiaru dzielić ludzi na tych, którzy zasłużyli na życie i na tych, którzy powinni już zejść z tego świata. To nie jest nasza rola, nie nam o tym decydować. Ale z drugiej strony, wymagamy spokoju i porządku.

Powtarzano to już wiele razy, ale nie zaszkodzi powiedzieć to jeszcze raz. Traktujemy miskę zupy jako pretekst do rozmowy. Każdy, kto chce otrzymać pomoc dostanie ją. Czy dostanie to, co mu się akurat „marzy”? Niekoniecznie, ale na pewno dostanie to, co powinien dostać. Czy będzie mu to odpowiadało? Nie każdemu i nie wszystko. Tym bardziej, że w Zupie nie rozkładamy skrzynek i nie dajemy wszystkiego „jak leci”. Każdy z nas i z Was musi o siebie i swoje potrzeby w jakiś sposób zadbać. Ceną może być nasz bezcenny czas sprzedawany w zakładzie pracy, raty zadłużenia spłacane z dużym wysiłkiem i wyrzeczeniem, itp. W Zupie nie uważamy, że osoby żyjące na ulicy powinny być traktowane w jakiś szczególny, uprzywilejowany sposób, że to wszystko, o co walczy przeciętny człowiek powinno się im należeć „z marszu” i jakiegoś obowiązku tych bogatszych. Nie twierdzę przy tym, że na ulicy żyje się łatwo, nie twierdzę również, że na ulicę nie można trafić również w wyniku zdarzenia losowego, ale można być prawie poza zasięgiem wymiaru sprawiedliwości, prawie bez płacenia podatków, bez obowiązków wobec bliskich. A przy tym również bez wielu innych uciążliwości życia codziennego.

Miska zupy oraz dostarczone przez nas produkty mają pomóc przeżyć dzień czy dwa, a później ma być człowiekowi na tyle źle, aby chciał coś zmienić w swoim życiu. Znacie dowcip o bacy i jego psie na gwoździu?

Przechodzący turysta usłyszał głośne wycie psa. Idąc za dźwiękiem dotarł do chałupy, gdzie na progu siedział baca ze swoim (jak się okazało) psem. I to właśnie ten pies tak bardzo głośno wył. Turysta przystanął i zapytał: - Baco, a dlaczego ten wasz pies tan głośno wyje? Baca odpowiedział: - A no bo siedzi na gwoździu. - To dlaczego z niego nie zejdzie? - A bo jeszcze mu nie tak całkiem źle.

Dlatego Zupa i ludzie dobrej woli udzielą każdego wsparcia, jakiego osoba będzie potrzebowała, aby mogła zejść ze swojego gwoździa, jednak z drugiej strony nie jest naszym zamiarem powodować, aby nie było jej tak „całkiem źle”, aby jakoś urządziła się poza społeczeństwem i obowiązkami spadającymi na każdego nas i aby wszystko to, co potrzebne dostała za darmo. To miłość, ale twarda miłość. Staramy się mówić to, co ta osoba powinna usłyszeć i dawać to, co powinna dostać. A to wszystko nie za darmo, ale za wysiłek w kierunku zmian na lepsze.

Jacek