Ogórkowa, że palce lizać

Dziś zapowiadało się sporo pracy dla niewielu osób, ale na szczęście okazało się inaczej. Na zupowej grupie z wiadomościami co tydzień zamieszczamy taką ankietkę, w której można zaznaczyć, czy będzie się pomagało w przygotowaniu zupy i kanapek, czy pomoże się na PST, czy może udzieli pomocy medycznej itp. I tak jakoś wyszło, że swoją obecność zasygnalizowały tylko 3 osoby, z czego 2 tylko na dworcu. Policzyliśmy – Majster i my jesteśmy zawsze, plus Gosia, to będzie nas czworo. No cóż, jakoś musimy dać radę. Tymczasem okazało się, że wpadli do nas Chris, Kasia, Paulina i Olga, Sławek. Dotarł też Krzysztof, który miał być jedynie na dworcu. Na samym dworcu dołączyła do nas jeszcze jedna Olga. Krótko mówiąc – siły może nie były liczne, ale zupełnie wystarczające i daliśmy radę! Dziś w kuchni rządziła Wiola, a pod jej wodzą i spod jej ręki wyszła ogórkowa, że palce lizać. Tak gęsta od ziemniaków i jarzyn, że aż łyżka w niej stała. No i oczywiście z pożywną, mięsną wkładką. Śmiem twierdzić, że nasi wolontariusze gotują najlepszą zupę w Poznaniu! Oprócz tego, przygotowaliśmy kanapki i skromne paczki z łakociami. Była też kawa, herbata i lemoniada. Jednym słowem – typowe menu na zupowe spotkania. W międzyczasie zatelefonowano do nas z piekarni ByMac, która obdarowała nas kilkunastoma bochenkami pysznego chleba. Pokroiliśmy je w kromki i dodawaliśmy do ogórkowej. Przyjechał też nasz przyjaciel Andrzej, który jak zwykle zasypał nas produktami spożywczymi. Dziękujemy za pamięć!

Na PST pojechało z nami blisko 100 litrów ogórkowej, 150 kanapek i oprócz tego jeszcze 20 porcji tzw. suchego prowiantu dla spóźnialskich. Bo dziś, a jakże, znowuż spóźniło się kilka osób. Niektóre dotarły już po tym, jak się spakowaliśmy i trzeba znowuż trzeba było wyciągać „graty” z samochodu.

Ten tydzień był dla mnie dosyć męczący i taki „przebiegany”. Wydawać by się mogło, że „Zupa” to tylko takie tam fajne spotkania przy obieraniu ziemniaków. Zgadza się, tak wygląda finał naszej cotygodniowej akcji, jednak pomalutku „Zupa” pochłania nas przez cały tydzień. Bo to i świetlica dla pań, i załatwianie różnych spraw wspólnie z naszymi. Wszystko to zabiera czas i energię. A przy tym to nie są same przyjemności, ale obok nich także łyżka przysłowiowego dziegciu. To także zmartwienia, a niekiedy i łzy złości, złe słowo rzucone przez kogoś, komu – wydawać by się mogło – bardzo pomogliśmy.

Jednak w nas ludziach tkwi coś takiego, co za każdym razem pozwala żywić nadzieję, że następny tydzień będzie lepszy, w kolejnym roku coś wreszcie nam się uda – po prostu będzie lepiej. Dlatego i ja cieszę się z końca tygodnia, którego symbolem stało się dla nas zupowe spotkanie oraz liczę na to, że kolejny będzie mniej nerwowy, spokojniejszy, bardziej satysfakcjonujący. A poza tym, oprócz rzeczy złych zdarza się też mnóstwo bardzo dobrych i dla tych chwil, i dla tych ludzi to wszystko robimy.

Jacek