Na naszych spotkaniach na PST „Dworzec Zachodni” już widać lato

To już nasze 190. spotkanie. Już niedługo strzeli nam dwusetka!

Na naszych spotkaniach na PST „Dworzec Zachodni” już widać już. Jak co roku, wielu z naszych zupowych przyjaciół złapało jakieś prace sezonowe i porozjeżdżało się tu i tam. Mimo wszystko dwa termosy zupy, kanapki i napoje rozeszły się jak zwykle. Tym razem gotowaliśmy zupę, której dawno u nas nie było – pyszną kartoflankę! Były też soki owocowe i mnóstwo ciasta, które niezawodnie zostało upieczone przez „ludzi z miasta”.

Zauważyłem, że te nasze zupowe spotkania stały się już taką jakby rutyną. Spotykamy się, gotujemy, potem wyjazd na PST i tu spotkanie z „naszymi”. Co prawda zmieniają się osoby, ale nadal jest to przygotowanie posiłku i co może się tu zmienić? Tymczasem o wiele więcej czasu zajmuje to, co dzieje się wokół zupy. Mówiąc kolokwialnie – w trudnych czasach pandemii, gdy ofiarność firm, instytucji oraz osób prywatnych znacznie zmalała, trzeba zadbać o to, aby było co do tego gara włożyć. Nie, nie mam o to pretensji. Dobrze wiem, że wszystkim jest ciężko.

Dziś przeczytałem artykuł o pomaganiu innym. Na początku tego tekstu padło pytanie – czy pomagałbyś wiedząc, że nie możesz powiedzieć o tym innym? Trudno nie zrozumieć aluzji zawartej w tym pytaniu.

Napiszę Wam, jak to jest jest z mojego punktu widzenia. Często widuje się np. różnych celebrytów pomagających w imię tak zwanego public relations, a więc tak naprawdę dla własnej korzyści. Takie pomaganie, mimo iż wiele razy jest piętnowane, to jednak odnosi pewien skutek: skorzystają tak darczyńca, jak i obdarowany. Oczywiście, możemy tak czy inaczej oceniać owego pomagającego, ale trudno zaprzeczyć, że jeśli, dla przykładu, pomoc dotyczyła zakupu lodówki dla kogoś, kogo na nią nie stać, to pomimo egoistycznych pobudek lodówka dotarła do miejsca, do którego powinna. Inny aspekt stanowi to, czy taka pomoc odbyła się z poszanowaniem woli obdarowanego, czy faktycznie chciałby on, aby jego wizerunek ukazał się w Internecie. Dla niektórych osób fakt, że muszą przyjmować pomoc od nierzadko obcych ludzi jest wstydliwy i działając w „Zupie” staramy się to uszanować.

Kupujący lodówkę wydał na nią jakieś własne pieniądze, osobiście przekazał przedmiot potrzebującym i jest sam dla siebie wiarygodny. To, czy pochwali się faktem pomocy, czy też nie, to już kwestia jego systemu wartości oraz jego potrzeb. Nic nie można poradzić na to, że niektórzy muszą w takich sytacjach zbierać „ochy” i „achy” od znajomych. Tak czy inaczej – jak napisałem wcześniej – lodówka trafiła do potrzebujących. Jednak działając w ramach pewnej organizacji jest już zupełnie inaczej.

Po pierwsze, trzeba być wiarygodnym dla wolontariuszy, którzy działają w ramach tejże organizacji. Trzeba pokazać im, że „starzy”, „zasiedziali” nie zbierają pieniędzy do własnej kieszeni, ale przekazują je właśnie tam, gdzie są potrzebne. Wolontariusze w taki czy inny sposób poświecają się i muszą czuć satysfakcję z dobrze wykonanej pracy. Nie mogą mieć przy tym wątpliwości, że wszystko jest tak, jak powinno być.

Po drugie, na działanie potrzebne są pieniądze. Myśląc o cotygodniowej porcji zupy lub o pomaganiu w sposób systemowy – to byłoby bardzo, bardzo trudne bez pieniędzy. Działając w „Zupie” staramy się jak najbardziej ograniczać koszty i większość robić wolontaryjnie, ale mimo tego i tak są pewne rzeczy, za które trzeba zapłacić. Dobrze wiecie, że często prosimy Was o wsparcie. Aby to wsparcie otrzymać również i dla Was musimy być transparentni i wiarygodni.

Po trzecie, ważni są dla nas też Ci, którym pomagamy. Wiele razy pisaliśmy o tym, że budujemy relacje, rozmawiamy, namawiamy, wyciągamy rękę. Ale żeby człowiek chciał ją chwycić, to musi mieć powód i musi wierzyć. Motywację, czyli właśnie ten powód, musi znaleźć w sobie. Naszą rolą i odpowiedzialnością jest być wiarygodnym.

Osobiście bardzo nie lubię się pokazywać, obnosić z byciem wolontariuszem itp. Wolałbym pozostać w cieniu. To samo mogę powiedzieć o wielu z tych, którzy w „Zupie” uczestniczą i którzy nam pomagają. Oni też woleliby, ale... No właśnie, jest to „ale”. Musimy pokazać się w działaniu po to, aby być wiarygodnym na różnych płaszczyznach. Naszym najważniejszym celem jest pomoc, która mimo wszystko musi trafiać tam, gdzie jest potrzebna.

Zupa to najlepsi z najlepszych. I ci, którzy przychodzą, i poświęcają swój czas, i ci, którzy wspierają jej działanie w rozmaity sposób. Dzięki wszystkim Wam kilka osób zyskało szansę na nowe życie, a kto wie, co jeszcze się wydarzy?