Gulaszowa w trudnych czasach

146. „Zupa na Głównym” była nieco inna. Przez to wydawanie paczek zrobiło się nam na zupowych spotkaniach troszkę nie tak, jak sobie tego życzyliśmy. Zaczęliśmy odnosić wrażenie, że oprócz tych, którzy faktycznie potrzebowali wsparcia zaczęli się też pojawiać – jakby to powiedzieć – łowcy okazji. To znaczy, takie osoby, które nie tyle były głodne, ile chętnie brały paczki zawierające różne produkty. Jak zapewne pamiętacie z wcześniejszych wpisów, były to nie tylko kanapki, ale różne słodycze, owoce, płyny do dezynfekcji, maseczki itp. Trudno było nam odróżnić tych „łowców okazji” od osób, które faktycznie potrzebowały wsparcia. Przecież od nikogo nie żądamy żadnych zaświadczeń, nie zaglądamy do portfela. Z drugiej strony, czujemy się odpowiedzialni za to, aby pomoc trafiła nie do „łowców”, ale do osób, które rzeczywiście są głodne i faktycznie tej pomocy potrzebują. Wydawało nam się, że jedynym wyjściem jest zaprzestanie wydawania paczek i powrót do tradycyjnej formuły naszych spotkań, ale jak to zrobić w czasie, gdy koronawirus nadal jest groźny?

Tu trochę pomogły nam różne zaprzyjaźnione firmy, w których nawet wynajęto audytorów badających podjęte środki bezpieczeństwa. Na podstawie ich wskazówek oraz regulaminów obowiązujących w ich przedsiębiorstwach opracowaliśmy własne zalecenia, zgodnie z którymi przebiegła 146. „Zupa na Głównym”. Na początku kolejki stał Andrzej i dezynfekował wszystkim ręce. Następnie, już przy samochodzie (tu porządku pilnowały Daria z Anią) Zupowicze zabierali pakunek zawierający kanapki, owoce i ciasta zapakowane w indywidualne woreczki. Obok nich był też woreczek z łyżką i dwoma kromkami chleba do zupy. Później, z zachowaniem dystansu pomiędzy osobami, Zupowicz przechodził dalej, a tam na stole stojącym w dużej odległości od termosu czekała na niego miska z pyszną gulaszową. Tu porządku pilnowała Maria, a zupę lali z termosu Jacek z Gosią. Wszystkich obowiązywały maseczki zdejmowane dopiero przy posiłku.

Szybko okazało się, że znalazło się kilka osób, które powiedziały „nie, zupy to ja nie chcę”. Pierwszy raz od dłuższego czasu pożywnej gulaszowej starczyło również i dla spóźnialskich, i na dolewkę, mimo iż wydaliśmy dobrze ponad 150 porcji. Łatwo domyślić się, że metoda zadziałała, a i nam było lżej. Pakowanie zupy w wiaderka jest pracochłonne, czasochłonne i kosztowne. A na dodatek przyciągało wspomnianych „łowców” – typ ludzi, których jest pełno wszędzie tam, gdzie rozdają coś za darmo.

Każdy, kto gotował gulaszową wie, że jest to bardzo pożywna zupa, ale wymagająca mnóstwo wysiłku. Tym bardziej, że gotuje się nie dla na przykład, 4-osobowej rodziny, ale dla przynajmniej 150-osobowej. Trzeba pokroić i podsmażyć mięso, warzywa, ziemniaki i wszystko razem ugotować. Jak od początku pandemii, byliśmy w niewielkim gronie, ale tym razem wspomagali nas wolontariusze z Aquanet SA. Nie tylko pomagali nam w gotowaniu, ale również przywieźli ze sobą mnóstwo ciasta dla naszych. Ich pomoc jak zawsze była bezcenna. Dziękujemy za Wasze zaangażowanie!

Dziękujemy również tym wszystkim, którzy w jakikolwiek sposób wspomagają nasze działania. Za wpłaty na konto, za ciasta, za ubrania dla naszych Zupowych Przyjaciół, za dobre słowo, za Wasze ciepłe serducha!

Jacek