Nie lubię, gdy w czasie zupowych spotkań pada deszcz

306 Zupa. Nie lubię, gdy w czasie zupowych spotkań pada deszcz, bo wtedy musimy ze wszystkim zmieścić się pod zadaszeniem peronu. Ten dach jest w takich momentach naszym wybawieniem, ale też troską, żeby było bezpiecznie, żeby nikt nikogo nie potrącił, żeby kolejka szła sprawnie, żeby był spokój. Szczególnie teraz, kiedy na niewielkiej przestrzeni przebywa co najmniej 200 osób, których ogarnąć wzrokiem już się nie da. Z tego powodu musieliśmy poprosić o pomoc Straż Miejską miasta Poznania, aby objęła patrolem miejsce wydawania przez nas posiłku. To wsparcie jest dla nas bardzo ważne, dziękujemy!

Na przystanek poznańskiej „Pestki” pojechaliśmy ze 100 litrami grochówki. Dodatkowo mieliśmy do niej termos kiełbasy. Można rzec, że w sumie 125 litrów, 200 kanapek, 30 litrów kawy i herbaty, 150 porcji ciasta, karton bananów. Pani Magda przyjechała ze swoimi kilkuletnimi synami Wikusiem i Kubusiem z jabłkiem dla każdego. Chłopaki napracowali się na naszym owocowym stoisku. Po jabłkach i bananach zostało tylko wspomnienie. Po zupie, napojach, kanapkach też. Tym razem nikt nie odszedł głodny.

Dziękujemy wielu ludziom o pięknych sercach, którzy ostatnio dołączyli do naszej Zupy. Wspierając nas finansowo, pracą swoich rąk lub rozmawiając o nas w towarzystwie. Cieszę się, że nadal z nami są ci, którzy parę lat temu zdecydowali, że z nami będą – w dobrych i trochę gorszych czasach. Najlepsze idee nie mają racji bytu bez wielu, którzy w nie wierzą. Dobrze, że Was mamy!

Wiola