Emocjonalny rollercaster

On: „Chodzi mi o noclegownię i doradztwo, jak dostać się na detoks. Byłem już wszędzie. Mam skierowanie”.
Ja: „Przyjdź. Jeżeli jesteś zdecydowany i naprawdę chcesz pomocy, to pomożemy”.
On: „Cieszę się. Jestem. Chcę się ratować póki można. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji”.

Ta wymiana smsów była dokładnie 2 tygodnie temu. Wcześniej, chwilę po 8, zadzwonił telefon. Usłyszałam głos młodego chłopaka. Wyczułam w nim zdenerwowanie i niepewność . Jak w każdy wtorek w naszej siedzibie przyjmujemy osoby, które zwrócą się do nas o pomoc. Powiedziałam - „od 12-tej będziemy na miejscu”. Mimo tego jeszcze kilka razy zadzwonił i wymieniliśmy kolejną korespondencję smsową.

Czekał na miejscu od godziny 10. Wiedziałam, że taka mieszanka emocji będzie trudna do ogarnięcia. Porozmawialiśmy i Mariola zaczęła dzwonić w różne miejsca, które mogłyby przyjąć „wyzerowanego” człowieka już teraz na oddział detoksykacyjny. Kilka rozmów odbyło się przy jego udziale, a każde „nie” powodowało coraz większe zrezygnowanie. Dowiedzieliśmy się jednego: przyjęcia na detoks tylko planowe. To może miejsce izolacji, żeby w bezpiecznym miejscu poczekał na przyjęcie na oddział terapeutyczny, bo po kilku dniach od odstawienia alkoholu detoksykacja nie ma już większego sensu?

Najgorsze są te pierwsze dni. Poza tym, brak symptomów odstawiennych także dyskwalifikuje do przyjęcia. Miejsce izolacji dla osób w kryzysie bezdomności dopiero za parę dni. Poprosiliśmy, żeby poczekał w pomieszczeniu obok, a my myślałyśmy co zrobić w międzyczasie przyjmując kolejne osoby.

Podjął decyzję, ale czy jak wróci na ulicę i nie uzyska pomocy teraz, to czy ponownie znajdzie w sobie tak wiele determinacji? Twierdził, że wcześniej pukał już w wiele drzwi, alkomat wskazywał 0,00%, ale miejsca dla niego nie było. Nie był też na tyle silny, aby wytrwać w trzeźwości te kilkanaście dni, które kazano mu czekać. Z jednej strony chcesz pomóc, ale z drugiej co zrobić, jeśli nie przyjmą go w ostatnim możliwym miejscu? Czy powodowani strachem o ewentualne konsekwencje mamy powiedzieć „próbowaliśmy, nic nie możemy, musisz jakoś sobie poradzić”???

Chwilę po 17 skończyliśmy spotkanie z ostatnią osobą. Jedyną szansą był jeszcze oddział toksykologiczny. Alkomat nadal wskazywał 0,00%, ale organizm już nie był w tak dobrej formie. Pojechaliśmy, konsultacja telefoniczna na miejscu, brak miejsc. Rano Jacek na terapię zawiózł Dominika. Mamy w mieszkaniu wolny pokój przez parę dni. Mieszanka różnych emocji i myśli dopadła teraz mnie. Beznadziejna sytuacja. Podjęcie decyzji nie było łatwe. Ja zaproponowałam miejsce w mieszkaniu, on się zgodził i powiedział, że da radę. W drodze powrotnej podjechaliśmy do siedziby po jedzenie dla niego na kilka dni. Trzy dni odpoczywał i dochodził do siebie, czwartego pojechał na kwalifikację na terapię. W sobotę pomagał przy przygotowaniu posiłku, a od kilku dni jest na oddziale terapeutycznym i walczy o swoją przyszłość. Kolejny raz warto było zaryzykować! Czasami tak właśnie trzeba działać „łatając system”. Niestety, przy okazji zapewniając sobie emocjonalny rollercoaster...

Wiola