Nie zawsze czeka nas nagroda za wykonaną pracę

Mamy za sobą 207. spotkanie zupowe. Tym razem serwowaliśmy krupnik na żeberkach, kanapki „na później” lub dla kogoś, kto nie mógł przyjść, a na deser ciastka i kawę.

207 tygodni to szmat czasu. Jasne, jeśli oglądam się wstecz, to myślę „jakoś szybko zleciało”, ale gdyby przyszło mi na coś czekać przez blisko 4 lata, to wydawałoby się to nieosiągalne. Bo subiektywnie odczuwany czas ma taką dziwną właściwość, że przeszłość wydaje się nam zaledwie chwilą, a przyszłość jest bardzo, bardzo odległa.

Wiem, że raczej nie powinno się tego robić, ale chciałem podzielić się z wami taką mniej przyjemną stroną działania w „Zupie”. Wydawać by się mogło, że nie ma nic bardziej satysfakcjonującego niż patrzenie na człowieka, który wychodzi z nałogu, staje na nogi i zaczyna żyć pełną życia. Tym bardziej, że gdzieś tam w głębi ducha wiemy, że stało się to troszkę dzięki naszej pomocy. Jednak znacznie więcej jest do przełknięcia gorzkich pigułek. Praca z osobami uzależnionymi nie jest łatwa i nie zawsze daje satysfakcję. Trzeba przygotować się na „kopniaki”.

Wydawać by się mogło, że dobrze o tym wiemy, że mówią o tym statystyki i wszystko jest tak, jak ma być dopóty, dopóki taka „pigułka” nie dotknie nas osobiście. Na przykład, wprowadzamy do mieszkania pana S. Pan S. rzekomo jest schorowany, nie może dźwigać, ale taszczy ciężką (co on tam ma, cegły na nowy dom???), ogromną jak pół szafy walizkę na kółkach, a do tego jeszcze torbę z typu „Ikea” z jedzeniem i jeszcze jedną z jakimiś drobiazgami. Wszystko ciężkie jak jasna cholera. Pan S. nie może dźwigać i nie ma też transportu, więc organizujemy auto, no a rzeczy jakoś się wtaszczy. A więc ciągnę te cholerne pół szafy do mieszkania na czwartym piętrze, kolega ciągnie resztę, bo przecież pan S. nie może dźwigać. Następnie pan S. czyta regulamin, że cisza nocna, że żadnego alkoholu i wątpliwych kolegów, przytakuje, otrzymuje klucze do swojego pokoju. Zostawiamy panu S. swój numer telefonu, udzielamy jakichś ostatnich rad, a odchodząc mówimy „o każdej porze dnia czy nocy, gdyby coś się działo, to dzwoń”. No i niby jest git. Za 2-3 dni wpadamy na kontrolę i pana S. trzeba wyprowadzić. I naprawdę nie chodzi o tę cholerną walizkę, którą dźwigałem (macie rację, o nią też!), tylko o człowieka, który znowuż ląduje nie wiadomo gdzie, a ty masz tzw. psychiczek, czyli psychiczny policzek. Wierzcie mi, że to nie jest nam obojętne. Co bardziej wrażliwym stają łzy w oczach, bo nie od tego jest Zupa.

Albo inny przypadek. Tym razem do innego mieszkania wprowadzamy pana B. Nosimy razem meble, jeździmy po nie do ludzi. Tym razem jest znacznie niżej, więc nie ma aż takiego wysiłku. Wydawałoby się, że nawiązuje się nić porozumienia, że wspólna praca nas zbliża. Pan B. przychodzi nawet do nas na zajęcia, na grupę wsparcia, opowiada o swoim trudnym dzieciństwie i o tym, jak bardzo ma dosyć dotychczasowego życia. Tak mija około tygodnia. Pewnego wieczoru wpadamy na kontrolę i pan B. musi opuścić mieszkanie. Już się witałem z gąską, już oczami wyobraźni widziałem człowieka, który staje na nogi wolny od alkoholu, a tu żal i złość. Tym bardziej, że zdążyłem polubić „drania”! Jest nawet gorzej – w sobotę B. jakby nigdy nic przychodzi uśmiechnięty na PST, żeby zjeść zupę.

Statystyki są nieubłagane i mówią, że niewiele osób na stałe kończy z nałogiem. Ale myślę, że jako wolontariusze pracujący z osobami uzależnionymi chcemy być po prostu naiwni i zapominać o nieubłaganych liczbach i porównaniach. Najgorsze jest to, że przez to może za bardzo angażujemy się, może bardziej zależy nam na tych ludziach, niż im samym na sobie samych, może jeszcze coś tam. Ale zależy nam i chcemy, żeby stawali na nogi.

Gotowanie a następnie rozlewanie zupy na PST w każdą sobotę, to jedynie wierzchołek góry ukrytej głęboko pod powierzchnią. Praca z ludźmi, nie tylko z tymi na zakręcie życia, którzy są podmiotem działalności „Zupy” dostarcza ona różnych emocji, dobrych i złych, uczy pokory jednocześnie hartując ducha. Ale czy to oznacza, że nie warto? Warto! Bo nigdy nie wiadomo czy to nie będzie ten statystyczny 1 na 100. A może uda się zmienić statystykę?

Jacek