Zupa to nie tylko sobotnie wydawanie jedzenia

Zupa to nie tylko sobotnie wydawanie jedzenia. To także wszystko to, co dzieje się od soboty do soboty.

Sobota: Pani H. zdecydowała się na terapię. Umawiamy się z nią w naszej siedzibie na Przemysłowej, w poniedziałek, aby ustalić jakie będą następne kroki.

Pan S. szuka prawnika, ponieważ wraz z bratem ma wyznaczony termin rozprawy sądowej o eksmisję. Mieszkanie z kwaterunku. Mieszkał tam od urodzenia,  ponad 50 lat. Dom jest prywatny i właściciel chce odzyskać mieszkanie. Kiedyś były takie czasy, że jak miałeś duże mieszkanie lub dom to mogli ci dokwaterować z przydziału  do niego mieszkańców. Od 2016 starali się o mieszkanie z miasta. Niestety, za mała liczba punktów powodowała, że na listę oczekujących nie zostali wpisani. Umawiamy się na wtorek.

Magda i Daria robią zapisy na paczki rzeczowe. Pod koniec Zupy jest ich 20. Potrzeba głównie butów, spodni, koszulek, bluz, ale zdarzają się też plecaki, kołdry, kosmetyki.

Niedziela: niby wolne, a nie-wolne. Myśli krążą wokół wielu spraw do rozwiązania.

Poniedziałek:  o 12 spotykam się z Panią H. Pada deszcz. Potrzebujemy skierowania na terapię. Lekarz rodzinny jest. Ubezpieczenia nie ma, bo kara w Urzędzie Pracy za niedokończony kurs. Dzwonimy do przychodni. Telefon stale zajęty. Jedziemy. Tłumaczymy co potrzebujemy przez otwarte okienko za kratą w drzwiach przychodni. Pani z recepcji pyta mnie kim jestem. Informuje, że Pani nie ma ubezpieczenia. Mówimy, że wiemy. Wraca do środka. Przychodzi lekarz, daje nam skierowanie na terapię  i mówi, żeby ubezpieczenie załatwić. Tylko jak? Do pracy teraz pójść nie może, Urząd Pracy – kara. Zostaje MOPR i ubezpieczenie na 3 miesiące. Wracamy ze skierowaniem do naszej siedziby. Dzwonimy, a raczej Pani H.  dzwoni. Drżącym głosem umawia termin. Pod koniec maja. Zastanawiamy się jak do tego czasu zapewnić jej bezpieczne i trzeźwe miejsce. Do kogo można zadzwonić, kto może nas wesprzeć? Niedawno otwarte izolatorium dla osób w kryzysie bezdomności? Chyba właśnie kończy się dwutygodniowa kwarantanna pierwszej grupy. Dzwonię do Pogotowie Społeczne. Rozmawiam z Mariola Janicka. Mamy szczęście. Nowy nabór w środę. Zapisuje Panią na listę jako 11 na 6 miejsc. Musimy być punktualnie o 8, żeby mieć pewność, że zostanie przyjęta.

Po południu Magda i Krzysztof przygotowują zamówione w sobotę paczki. Dołącza do nich Zuza.

Wtorek:  Wieczorem wraz z Darią jedziemy wydać starannie przygotowane paczki dla naszych Zupowych Przyjaciół. Rozmawiamy z Panem S. Umawiamy się na środę. Dzwonimy  do Magdaleny Górskiej. Radzimy się do kogo się zwrócić. Sugeruje Wielkopolskie Stowarzyszenie Lokatorów. Dostajemy telefon do pani Renaty Bernas. Mówi, że pomoże. Powie co  trzeba zrobić i non profit będzie monitorować sprawę. Potrzebne są wszystkie dokumenty dotyczące sprawy i lokalu. Niestety Pan nie ma wszystkich przy sobie, więc umawiamy się na środę, żeby je poskanować i wysłać emailem do pani Renaty.

Pani H. o 18 przychodzi na dworzec. Tę noc spędzi w bezpiecznym miejscu. Będzie mogła wyprać swoje rzeczy, wykąpać się, przebrać, skorzystać z telefonu, żeby poinformować kogoś z rodziny gdzie będzie w najbliższym czasie.

Środa: Pobudka wcześnie rano ( jak dla mnie). Jedziemy na Borówki. Jesteśmy przed czasem.  Pani H. przez dwa tygodnie jest w bezpiecznym i trzeźwym miejscu. Kilka razy powtarzała, żeby nie zapomnieć zadzwonić w środę i potwierdzić w ośrodku terapeutycznym, że przyjeżdża.

Późnym popołudniem Daria przez internet rejestruje Pana S. w Urzędzie Pracy, a potem wspólnie skanujemy 80 stron dokumentów dotyczących sprawy mieszkania, aby nadać bieg sprawie.

Czwartek: Czas pomyśleć o sobocie i gotowaniu. Odbieramy pierwsze chleby od ByMaca, które kupili dla nas dobrzy ludzie. Sprawdzamy czego nam potrzeba, co trzeba dokupić, ilu będzie wolontariuszy. Robimy wszystko, żeby po raz kolejny zdążyć na czas. Odpisuję na Wasze wiadomości, odbieram telefony. Wzmacniacie  poczucie, że nas wspieracie, że nie jesteśmy sami.

Piątek: W południe jadę do „Whiskey in the Jar” w Poznaniu po mięso, które od kilkunastu miesięcy dostajemy w darowiźnie. Gotujemy gulaszową więc na samą zupę potrzeba  20 kg wołowiny a do tego jeszcze kilka kilogramów pieczystego na kanapki. Wysiadam z auta, uśmiecham się spod maski na widok „życia”, które powoli zaczyna się odradzać na Rynku. W lokalu  gwar, praca wre, szykują się na poniedziałkowe otwarcie. Przed wejściem ogródek, stoliki, krzesła. Cudowny widok. Dający nadzieję.

Adam przywiózł od Mateusza Żmudy pozostałe  produkty potrzebne na gotowania i na kanapki. Wszystko gotowe na  137. Zupę na Głównym!

Przed przyjazdem do zupowej siedziby odbieram jeszcze chleby od pani Kariny Stróżyk. Zaczynamy o 11. Dołączają  do nas pracownicy „Keller Williams Evolution” Poznań, którzy poświęcają się działalności społecznej w ramach Red Day. W tym roku dzięki rekomendacji i pomysłowi Sylwii Jerzykowskiej postanowili zagościć u nas i wesprzeć nasze działania. Zrobili dla naszych Zupowych Przyjaciół zbiórkę  męskiej odzieży, kosmetyków i przywieźli zapas wody mineralnej i artykułów spożywczych do paczek.  Było bardzo pracowicie, ale też bardzo sympatycznie. Sylwia pojechała też z nami na dworzec. Po wszystkim napisała wiadomość: „Dziękujemy za super spędzony czas, pracowity, ale bardzo fajny, z  fajnymi ludźmi. Macie wielkie serca. Do zobaczenia następnym razem”.

Przygotowaliśmy solidne paczki z jedzeniem. Jak zwykle znalazły się w nich także maseczki i ulotka dotycząca sytuacji i miejsc, w których można w tygodniu otrzymać wsparcie. Nasza Ola upiekła 160 mufinek . Dostaliśmy też ciasto od Was więc w tym tygodniu pysznego domowego ciacha nie zabrakło w żadnej paczce. Od kilku tygodni cudowna kobieta wraz ze swoimi dziećmi przygotowuje dla nas 30 pysznych bułek. Więc kanapkowej pracy mamy mniej, a szczęśliwcy w paczkach znajdą pyszne buły. @GosTom dziękujemy za Twoją systematyczną pomoc.

Na dworcu znowu tendencja zwyżkowa. Było więcej osób niż poprzednio. Dużo osób zapisało się na rzeczy. Pojawia się coraz więcej obywateli Ukrainy. Tym razem dla mocno spóźnionych nie wystarczyło. Początkowo było nam żal, że zabrakło, ale gdyby przyszli na czas to na pewno każdy by paczkę z jedzeniem otrzymał. Co najmniej kilka wydaliśmy dodatkowo dla sąsiada, dla kolegi na ławce itp. Nie wiemy czy to prawda, ale jeżeli nam zostaje to zakładamy, że tak.

Dużo wymagamy od siebie. Staramy się, żeby być na czas. Nie spóźniamy się. Traktujemy naszych Zupowych Przyjaciół z szacunkiem. Nasi Zupowi Przyjaciele muszą zacząć myśleć i działać podobnie. Było nam przykro, że nie wszyscy dostali paczkę, ale dla nich może to być lekcja, że warto zadbać o siebie i jednak być w miejscu, w którym trzeba być  i na czas, a może nawet przed nim. Trudna to lekcja dla nich, a dla nas uczenie się nie łatwej sztuki mądrego pomagania.

Wiola