Mamunia
Wielu z nas doświadcza sytuacji, w których wydaje się, że nasz świat się zawalił. Nasza głowa nie ogarnia już niczego, myślimy o tym co nam się przytrafiło, nie potrafimy racjonalnie myśleć, zagłębiamy się w strachu, niemocy, rozpaczy. Czasami mamy kogoś kto nas przytuli, pozwoli wypłakać się w ramię, może nawet pogłaszcze po głowie nie mówiąc kompletnie nic, bo sytuacja jest taka, że żadne słowa nie są w stanie niczego zmienić. Prawda jest taka, że dla każdego z nas „koniec świata” jest czymś innym.
W naszym pomaganiu są sytuacje kiedy emocje, empatia i troska czasami toczą walkę z rozsądkiem i z przeświadczeniem, że to osoba spotkana w terenie musi o siebie chociaż trochę zadbać. Jest to trudniejsze kiedy dotyczy to młodej kobiety spotkanej na dworcu siedzącej wśród znanych nam „naszych”, która płacze i w szlochu wypowiada nie składne zdania. Nie znamy jej. Próbujemy z nią rozmawiać, ale nie bardzo chce nam powiedzieć co się stało, dlaczego tutaj jest w ten chłodny wieczór i dlaczego płacze.
To „nasi” namawiają ją, aby z nami porozmawiała. „Te kobiety są w porządku, pomogą ci” - mówią. Odchodzimy na bok. Dowiadujemy się, że jej partner tydzień temu został zatrzymany do odbycia wyroku na parę miesięcy, a ona jest teraz sama na dworcu i nie wie co ma ze sobą zrobić, i jak bez niego żyć. Na pytanie czy może do kogoś wrócić odpowiada, że nie. Rodzice nigdy jej nie wychowywali, nie ma z nimi kontaktu. Oprócz jego nie ma nikogo, a teraz nie ma nawet jego. Wypiła kilka piw, bo myślała, że to jej pomoże zapomnieć jak jest źle, jaka jest samotna i bezradna.
W rozmowie stwierdziła, że wcale nie pomogło, a jest jeszcze gorzej. Mariola z nią rozmawia, a ja analizuję jakie mamy możliwości. Pod wpływem - instytucjonalne żadne. Mieszkania - brak miejsc i możliwości. Może w świetlicy dla Pań, są dwie kanapy, ale musiałbym zadzwonić do domu, że na noc nie wracam… Stopklatki w mojej głowie na chwilę zatrzymują się i pojawiają następne. Dobrego rozwiązania na już nie ma. Pytam się, czy jest tutaj jakieś miejsce, w którym może bezpiecznie przetrwać noc i przyjść jutro do Świetlicy dla Pań i jak będziemy mieć sygnał, że jest na miejscu, i jest trzeźwa, to zaczniemy działać. Na koniec ją przytuliłam i poczułam płynącą po policzku jej łzę. Pomyślałam, że jest młodsza od mojej córki.
Poczułam kruchość i bezradność dziecka. Po drodze do domu zadawałam sobie wiele pytań, które nie miały odpowiedzi. Miałam nadzieję, że przyjdzie i da sobie szansę. Na długo pozostała w moich myślach tego wieczora.
Przyszła kolejnego dnia. Potem przysłała esemsa „Dziękuję za to, że jestem bezpieczna”. Jeżeli dobrze wykorzysta ten czas, jest dla niej szansa na zmianę życia. Wie, że zawsze może na nas liczyć i wie gdzie nas spotkać.
Bardzo często nasze pytanie „dlaczego?” pozostaje bez odpowiedzi. Tym bardziej cieszy fakt, że nie należy wszystkiego wiedzieć, żeby skutecznie pomóc i że są takie osoby, które są gotowe na zmiany tylko trzeba trafić na TEN moment!
Mamunia (tak niektórzy do mnie i o mnie mówią)